Dwa lata wcześniej Polki w Ankarze sięgnęły po pierwszy w historii polskiej siatkówki złoty medal mistrzostw Starego Kontynentu. Wówczas była to ogromna sensacja, ale do Chorwacji "Biało-czerwone" jechały już jako jedne z faworytek. "Z tamtego okresu pamiętam m.in. moją irytację po tym, jak często powtarzano i często słyszałam, że złoty medal w Turcji zdobyłyśmy przez przypadek. Bardzo chciałyśmy wszystkim udowodnić, że to właśnie nie był przypadek. Ale też miałyśmy świadomość, że obronić tytuł będzie niezwykle trudno. Na pewno byłyśmy bardziej zgranym zespołem i miałyśmy większy bagaż doświadczeń niż dwa lata wcześniej" - opowiadała Katarzyna Skowrońska-Dolata. "Złotka", jak popularnie nazywano polskie siatkarki, fazę grupową zakończyły kompletem zwycięstw - pokonując kolejno Azerbejdżan 3:0, Niemcy 3:2, Chorwację 3:1, Rumunię 3:0 oraz Serbię i Czarnogórę 3:1. W półfinale zmierzyły się z Rosjankami, a sam mecz przeszedł to historii jako jeden z najbardziej emocjonujących. Podopieczne Niemczyka pokonały rywalki 3:2, w tie-breaku 22:20. "Sami sobie zgotowaliśmy te emocje. Prowadziliśmy 2:0 w setach i w trzecim 24:21. Niestety, Iza Bełcik nie posłuchała mnie, zagrała po swojemu, nie skończyliśmy trzech piłek i Rosjanki doprowadziły do remisu. A potem chwyciły wiatr w żagle, poczuły że mogą nas pokonać. Wygrały tego seta i czwartego. Ja tylko mogłem walczyć z psychiką dziewczyn i starać się je przywrócić do normalnej gry. W tie-breaku cały czas było "łeb w łeb". Denerwowałem się strasznie" - wspominał szkoleniowiec. W decydującej akcji przy stanie 21:20 sędziowie uznali, że Rosjanki zrobiły błąd przełożenia rąk i zakończyli spotkanie. Joanna Mirek, która w Zagrzebiu wywalczyła także drugi mistrzowski tytuł, nie ukrywa, że wygrana w dramatycznych okolicznościach nad Rosją pomogła im w finale pokonać Włoszki 3:1. "Takie wygrane często są kluczem do zwycięstwa w całym turnieju. Finał z Włoszkami był już łatwiejszy niż z mecz Rosjankami. Nie byłyśmy przede wszystkim tak spięte, ten wygrany półfinał dodał nam skrzydeł" - tłumaczyła. Jej zdaniem kluczem do sukcesu była też m.in. atmosfera w drużynie. "Byłyśmy wtedy bardzo zgraną ekipą także poza boiskiem. Zespół nie był podzielony, zawodniczki nie zamykały się w swoich pokojach, ale po prostu lubiłyśmy się i wolny czas spędzałyśmy razem. To budowało naszą grę na boisku. Zasługą trenera Niemczyka było to, że potrafił przekonać starsze zawodniczki, które nie grały, żeby też angażowały się w zespół. Tam nikt do nikogo nie miał pretensji, że ktoś gra, a ktoś siedzi na ławie" - dodała Mirek. Dla niej turniej w Zagrzebiu miał być rekompensatą za mistrzostwa w Ankarze, w których uczestniczyła niejako tylko na papierze. W 2003 roku w Turcji na zakończenie rozgrzewki przed pierwszym meczem niefortunnie upadła i zerwała więzadła w kolanie. Złoty medal otrzymała, ale przez ponad rok wracała do optymalnej formy. "Tak naprawdę dla mnie były to diametralnie różne turnieje. Jechałam na mistrzostwa z wielkim marzeniem, żeby powtórzyć ten sukces i wziąć udział w turnieju. Byłam wprawdzie zmienniczką, ale bardzo dużo grałam i na tym mi zależało. Ten uraz pozostał mi jednak w głowie i na rozgrzewce przed meczami starałam się nie kończyć ataku jako ostatnia" - podkreśliła. MVP mistrzostw została Dorota Świeniewicz. Polki na mistrzostwach grały w składzie: Magdalena Śliwa, Izabela Bełcik, Aleksandra Jagieło, Dorota Świeniewicz, Milena Rosner, Joanna Mirek, Małgorzata Glinka-Mogentale, Natalia Bamber-Laskowska, Katarzyna Skowrońska-Dolata, Sylwia Pycia, Agata Mróz-Olszewska (zmarła w 2008 roku), Mariola Zenik.