Polki w stolicy Japonii doznały tylko jednej porażki, z gospodyniami, zajmując ostatecznie pierwsze miejsce. Mimo wszystko włoski szkolewniowiec nie jest do końca zadowolony. "Sądziłem, że mój zespół będzie grał tu lepiej" - stwierdził. "Przyjechaliśmy tu bez oddechu, z poczuciem, że nasze nosy ledwo wystają ponad poziom wody, czyli z nożem na gardle. Można śmiało powiedzieć, że po porażce z Japonkami nosy poszły pod wodę. Być może wiesz, co masz zrobić, wiesz, że jesteś silniejszy. Ale samo poczucie własnej siły nie wystarczy, żeby wygrać" - dodał. Bonitta nie miał zbyt wiele czasu, aby przygotować drużynę do kwalifikacji olimpijskich. "Znacznie lepiej się czuję, gdy dłużej przygotowuję zespół do takich turniejów i wiem, czego mogę od niego wymagać. To prawda, czasem wyglądało to tak, jakbym wyciągał z kapelusza jakiegoś królika albo wcielał się w rolę czarodzieja Merlina. Ale to już przeszłość. Teraz musimy maksymalnie wykorzystać czas do olimpiady" - powiedział. A droga do Pekinu wiedzie przez zgrupowania w Szczyrku i Miliczu. "Dziewczyny grały w Tokio sercem, z dużym ładunkiem nerwów. To nie był dobry sprawdzian, żeby się dowiedzieć, czego jeszcze brakuje drużynie. Zaczynamy pracować od zera. Mogę być zadowolony, poza meczem z Japonkami, z naszej zagrywki. Ale jeśli chodzi o blok, obronę i kontratak wypadliśmy bardzo słabo" - zakończył.