"Już podczas turnieju prekwalifikacyjnego w węgierskim Szombathely musiałem brać zastrzyki przeciwbólowe. Plecy mnie tak bolały, że nie mogłem wytrzymać bez medykamentów" - powiedział Winiarski w wywiadzie dla "Sportu". "Po powrocie do Włoch rozegrałem zaledwie dwa sety. Potem lekarz zabronił mi już występów na parkiecie. Rozpocząłem rehabilitację i wierzyłem, że wykuruję się do zawodów w Izmirze. Nie udało się" - dodał reprezentant Polski. "Wierzę, że za dwa, góra trzy tygodnie wrócę do podstawowego składu mojej ekipy. Ale muszę odpukać w niemalowane, aby nie zapeszyć. Przecież po przyjeździe z Szombathely też marzyłem o szybkim powrocie do zdrowia. I co z tego wyszło? Nic" - stwierdził "Winiar". "Życzę kolegom z całego serca, żeby wywalczyli awans do Pekinu w Izmirze. Przed telewizorem oczywiście zasiądę, ale będę się zapewne dziwnie czuł. Każdy sportowiec woli grać nić tylko ściskać kciuki za kolegów z ekipy. Chcę jednak podkreślić, że turniej w Izmirze jest bardzo mocno obsadzony, a na nas nie ciąży presja awansu za wszelką cenę. Przecież sport jest nieprzewidywalny i może nam się powinąć noga. Co wtedy? Przed nami turniej interkontynentalny w maju. Wtedy już razem wywalczymy bilet do Pekinu" - zakończył Winiarski.