- Konfrontacje z faworytami wypadły rzeczywiście dobrze. Z drugiej strony mieliśmy i słabsze mecze - z Effectorem Kielce (3-2) czy MKS Będzin (1-3). Po tej porażce obejrzeliśmy to spotkanie na wideo i powiedzieliśmy sobie, że świat się nie skończył, ale trzeba coś zrobić. I w kolejnych trzech spotkaniach zdobyliśmy sześć punktów. Zwykle tak się układa, że jedno dobre spotkania pociąga za sobą kolejne - dodał Australijczyk. W poprzednim sezonie jego drużyna była siódma. Potem pożegnał się z Jastrzębiem doświadczony słowacki rozgrywający Michal Masny. Jego miejsce zajął Niemiec Lukas Kampa, który cały okres przygotowawczy spędził z reprezentacją swojego kraju grając w eliminacjach do mistrzostw Europy. Z konieczności reżyserem gry jastrzębian został 19-letni Radosław Gil. - Trenowaliśmy i graliśmy sparingi w tym zestawieniu podczas letnich przygotowań. Potem wrócił Lukas. Dla tak doświadczonego zawodnika to nie jest aż tak wielka różnica, czy wystawia piłkę Georgowi Grozerowi (atakujący kadry Niemiec) czy Maćkowi Muzajowi u nas. Szybko wkomponował się w zespół - ocenił trener. Przyznał, że latem widział, że udało się zbudować w Jastrzębiu mocny zespół. Oprócz Kampy klub pozyskał dwóch przyjmujących - Amerykanina Scotta Touzinsky'ego i Kubańczyka Salvadora Hidalgo Olivę. Ten ostatni okazał się prawdziwym wulkanem energii. - Lukas był w Polsce znany. Pozostałych dwóch znałem i rekomendowałem władzom klubu. Drużyna to efekt naszej wspólnej pracy. Co do Olivy - wiedziałem, że on dzięki swojej widowiskowej grze podbije serca kibiców. Potrafi porwać za sobą innych - śmiał się Lebedew. Urodzony w ówczesnym Leningradzie (Sankt Petersburg) Oliva od 10 lat mieszkał w Berlinie, ma niemieckie obywatelstwo, grał w Niemczech, Libanie, Katarze, Turcji, Chinach, Rosji oraz Arabii Saudyjskiej. Bardzo ekspresyjnie reaguje na boiskowe wydarzenia, po udanej akcji przybija czasem "piątki" z chłopcami podającymi piłki. Z kolei Touzinsky ma w dorobku m.in. olimpijskie złoto z Pekinu (2008) oraz klubowe mistrzostwa Słowenii, Turcji i Portoryko. W 2015 roku pod wodzą Lebedewa wywalczył w barwach Berlin Recycling Volleys trzecią pozycję w Lidze Mistrzów. - Takie mecze, jak ostatnio, rekompensują pracę, jaką wykonaliśmy w trudnych warunkach. Drużyna serwuje kibicom emocje. Ludzie tego oczekują. Wybaczą porażkę, ale po walce - dodał prezes klubu Adam Gorol. Przypomniał, że klub cały czas realizuje plan naprawy finansów. - Jest lepiej, ale potrzebujemy jeszcze czasu. Mam nadzieję, że uda się nam doprowadzić do sytuacji, w której klub będzie zdolny do walki o najwyższe cele. Skład był budowany z myślą o miejscu w górnej części tabeli. Okazuje się, że potrafimy wygrać z najlepszymi. Ale też mamy prawdziwy zespół - to widać w szatni i na boisku - stwierdził prezes, pracujący na tym stanowisku od lutego. Do finansowego "tąpnięcia" w klubie doszło latem 2015. Zmienił się wtedy skład i władze. Drużyna została wycofana z Pucharu CEV. Zmiany były spowodowane ograniczeniem wsparcia przez głównego sponsora - Jastrzębską Spółkę Węglową. - Spółka pozostaje naszym strategicznym partnerem. Mam nadzieję, że gra zespołu, wyniki, widowiska, hala pełna kibiców, będą stanowiły atut w naszych rozmowach - podkreślił prezes. Przed meczami z Asseco Resovią i Skrą w Jastrzębiu zabrakło biletów.