Siatkarze z Kędzierzyna zapowiadali, że będą starać się "urwać" punkty jednemu z faworytów rozgrywek. Na zapowiedziach się skończyło. Kędzierzynianie w niczym nie przypominali zespołu, który walczył z ogromną determinacją i zaangażowaniem w spotkaniu z Pamapolem Domex AZS Częstochowa. Od początku sobotniego spotkania gospodarze w pełni kontrolowali wydarzenia na parkiecie. Poza trzecim setem Mostostal nie był w stanie nawiązać równorzędnej walki. Pierwszy set rozpoczął się od prowadzenia Skry 3:1, 7:3, 8:5. Zawodnicy Rastislava Chudika grali w tym fragmencie bardzo nerwowo, co skrzętnie wykorzystywali gospodarze. Przy stanie 9:6 miał miejsce przełomowy moment w tym secie. Andrzej Stelmach i spółka zdobyli cztery punkty z rzędu. Na podkreślenie zasługuje zwłaszcza bardzo dobra gra blokiem Skry. Marcel Gromadowski, Arkadiusz Olejniczak czy Jarosław Stancelewski mieli ogromne kłopoty z przebiciem się przez szczelną zaporę ustawianą przez Radosława Wnuka. Od tego momentu przewaga bełchatowian systematycznie rosła. Opiekun Mostostalu próbował coś zmienić w grze swojego zespołu. Na placu gry pojawił się doświadczony Rafał Musielak i Karol Szramek, ale obraz gry nie uległ zmianie. Skra grała swobodnie i na dużym luzie. Pierwszą piłkę setową Skra miała przy stanie 24:15. Atak Szramka w antenkę zakończył pierwszą partię. Ci co spodziewali się, że w drugiej odsłonie Mostostal się przebudzi srodze się zawiedli. W dalszym ciągu Skra posiadała ogromną przewagę. Duża w tym zasługa Mostostalu. Piotr Lipiński wystawiał czytelnie, ułatwiając zadanie blokującym Skry. Jak już gościom udało się przebić piłkę na drugą stronę siatki, wspaniałymi interwencjami w obronie popisywał się Krzysztof Ignaczak. Libero Skry udowadnia, że w dalszym ciągu jest jednym z najlepszych zawodników w Polsce na tej pozycji i miejsca w reprezentacji łatwo nie odda. Gospodarze grali praktycznie bezbłędnie, a podczas przerw technicznych Ireneusz Mazur apelował do swoich zawodników o pełną koncentrację. Bełchatowianie posłuchali swojego trenera i nie pozwolili sobie na chwile przestoju. Set bez historii, wygrany przez Skrę pewnie 25:18. Przy prowadzeniu 2:0 niezwykle ważny jest trzeci set, o czym przekonali się "akademicy" z Częstochowy tydzień temu w Kędzierzynie. W trzeciej odsłonie meczu w Bełchatowie Mostostal przeszedł prawdziwą metamorfozę. Kędzierzynianie wzmocnili zagrywkę. Piotr Lipiński wreszcie zaczął rozgrywać tak, jak przyzwyczaił to tego kibiców - szybko, niekonwencjonalnie, odważnie. Na pewno duża w tym zasługa jego kolegów, którzy dokładnie przyjmowali serwis przeciwników. W ataku zaczęli szaleć Gromadowski, Musielak i Stancelewski. W zespole Skry "siadło" wszystko. Blok, przyjęcie, atak. Jedynie Mariusz Wlazły grał na równym, wysokim poziomie. Mazur wprowadził na boisko Roberta Milczarka, ale odbiór w dalszym ciągu pozostawiał wiele do życzenia. Od początku tego seta kilkupunktową przewagę uzyskali kędzierzynianie i nie oddali jej już do końca. O czwartym secie można powiedzieć, że to popis jednego aktora - Mariusza Wlazłego, który został wybrany zawodnikiem meczu. Wlazły atakował, zagrywał, bronił i to głównie dzięki jego postawie Skra ponownie zaczęła kontrolować sytuację na parkiecie. Powtórzyła się sytuacja z pierwszej i drugiej odsłony w których zdecydowaną przewagę mieli gospodarze. Czwartego seta i cały mecz zakończył atakiem po prostej Michał Chadała. Skra Bełchatów - Mostostal Azoty Kędzierzyn Koźle 3:1 (25:15, 25:18, 21:25, 25:19) Skra: Stelmach, Chadała, Wnuk, Gruszka, Wlazły, Szczerbaniuk, Ignaczak (libero) oraz Milczarek, Maciejewicz Mostostal: Lipiński, Serafin, Kmet, Olejniczak, Gromadowski, Stancelewski, Kubica (libero) oraz Musielak, Szramek Zobacz wyniki 18. kolejki PLS i tabelę