W czwartek "Biało-czerwoni" polecą do Triestu, gdzie w sobotę rozegrają z Kanadą pierwszy mecz, który - zdaniem Gruszki - będzie bardzo ważny. "Udany początek wzmacnia zespół psychicznie, ale pierwsze ważne rozstrzygnięcia będą w drugiej fazie grupowej. Tam mogą spotkać się zespoły, które będą walczyć o medale" - powiedział 33-letni atakujący reprezentacji. Jak przyznał, polscy siatkarze czują, że są dobrze przygotowani i mogą walczyć o najwyższe cele. "Wiemy na co nas stać, ale i realnie na to patrzymy. Naszym celem jest dotrzeć do Rzymu, gdzie zagra czołowa czwórka, ale droga przed nami daleka i kręta" - dodał. Gruszka jest jednym z czterech zawodników w ekipie Daniela Castellaniego - obok Piotra Gacka, Michała Bąkiewicza i Pawła Zagumnego, którzy mają w dorobku wicemistrzostwo świata z Japonii (2006) i złoty medal mistrzostw Europy z Turcji (2009). "Jesteśmy innym zespołem niż rok temu. Poprzedni sezon nauczył nas jednego - najważniejszy jest kolektyw. I zawodnicy, którzy wrócili teraz do kadry, a nie było ich w Turcji, też się wypowiadają i zachowują w tym duchu. Pracujemy, by być drużyną, a nie zlepkiem indywidualności. Każdy z nas jest potrzebny, nawet jeśli w danym momencie nie gra. Czeka nas przecież długi i ciężki turniej" - podkreślił. Z imprezy w Japonii przed czterema laty pamięta "power", jaki miała drużyna kierowana przez Raula Lozano. "W sporcie jak w komputerach - cztery lata to kosmos. Ale doskonale pamiętam, jaki "power" mieliśmy w Japonii. Byliśmy tak dobrze przygotowani, że nic nie było w stanie wyprowadzić nas z równowagi. Ponadto szczęście nam sprzyjało. Chociażby w meczu z Rosją o wejście do półfinału. Przegrywaliśmy już 0:2, żeby wygrać 3:2. Gdybyśmy przegrali wszystko, by prysło i pojawiłyby się komentarze, że znowu miejsca 5-8, znowu nic nie ugrali" - przypomniał. Najlepszy zawodnik zeszłorocznych ME miniony sezon w Delekcie Bydgoszcz grał na pozycji przyjmującego, ale w reprezentacji pełnił z kolei rolę atakującego. I to właśnie na niej czuje się lepiej. "Teraz od samego początku było jasne, że przygotowuję się na atak. Uważam, że na tej pozycji mogę dać zespołowi więcej niż na przyjęciu. Rok temu trener się już o tym przekonał" - zaznaczył. Castellani właśnie przy pozycji atakującego ciągle stawia wciąż znak zapytania. Zarówno Gruszka, jak i Mariusz Wlazły są, według argentyńskiego szkoleniowca, w doskonałej formie. "Dobrze się czuję, kiedy we dwóch walczymy o miejsce w składzie. Wcześniej był jeszcze Jakub Jarosz, a w moim wieku konkurować z najlepszymi to zaszczyt. Ta rywalizacja bardzo pozytywnie na nas działała i na pewno będzie z korzyścią dla zespołu. Cieszę się, że znajduję jeszcze siły i motywację, żeby stanąć do boju z "młodymi"" - powiedział Gruszka. Skąd czerpie motywację? "Kocham to, co robię. Do Spały przyjeżdżam już chyba 18 lat i powinienem dostać tam dom. Lubię rywalizację, i w zespole, i na turniejach, więc dopóki mam siłę, by grać w kadrze, to korzystam z tego" - wyjaśnił. Obecna reprezentacja to mieszanka młodości i graczy ze sporym już doświadczeniem. "To bardzo dobry układ. Na MŚ pojawiają się różne sytuacje. Czasem można złapać "doła" czy popaść w euforię, bo się super mecz zagrało, a w następnym spotkaniu oberwać kubłem zimnej wody. Trzeba tonować nastroje i to nie tylko rola trenera, ale i starszych graczy, którzy na własnej skórze coś takiego już przeżyli" - uważa Gruszka i chwali jednocześnie Argentyńczyka za grę w otwarte karty. "Każdy doskonale wie, jaką rolę pełni w kadrze, jaką ma działkę. Przez to każdy czuje się potrzebny i wie, że należy do grupy. To bardzo ważne" - ocenił.