- Jesteśmy pierwszym zespołem tureckim, który awansował do Final Four Ligi Mistrzów. Bardzo się z tego cieszymy. Chcemy też wykorzystać szansę, jaka się przed nami otwiera i sprawić w Łodzi miłą dla nas i naszych kibiców niespodziankę - powiedział w piątek na konferencji prasowej kapitan zespołu Bulent Kandemir. W swoim pierwszym meczu Arkas spotka się w sobotę z PGE Skrą Bełchatów (początek o godz. 14.30). Przegrany w niedzielę będzie walczył o trzecie miejsce z gorszym zespołem z pary Zenit Kazań - Trentino Volley. Zwycięzcy zagrają natomiast w finale. - Dwa najlepsze zespoły z Final Four otrzymają automatycznie kwalifikację do turnieju o klubowe mistrzostwo świata, który odbędzie się w Katarze - zapowiedział na konferencji przedstawiciel Europejskiej Federacji Siatkówki (CEV) Jan Hronek. Siatkarze będą walczyli przy komplecie publiczności. Na trybunach łódzkiej Atlas Areny w sobotę i niedzielę zasiądzie w sumie blisko 28 tys. widzów. Ogromne zainteresowanie meczami w Polsce nadal robi wielkie wrażenie wśród drużyn przyjezdnych i oficjeli CEV. - Bardzo się cieszę z tego, że na Final Four znów spotykamy się w Polsce, gdzie zawsze możemy liczyć na bardzo dobre przyjęcie. Tutaj wszyscy ludzie związani z siatkówką mają wrażenie, że ta dyscyplina sportu jest bardzo ważna. Potwierdzeniem tego jest fakt, że tak samo jak dwa i cztery lata temu, znów będzie pełna hala - podkreśliła przedstawicielka CEV Ried Ooms. Podczas Final Four po raz pierwszy w meczach rozgrywanych pod auspicjami CEV wykorzystany zostanie system challenge, który ma eliminować pomyłki sędziowskie. Nie jest on nowością dla zawodników PGE Skry, którzy mają z nim do czynienia w PlusLidze. Pozostali uczestnicy Final Four nie mieli jednak jeszcze z nim styczności. - Nigdy nie grałem w meczu, podczas którego ten system byłby wykorzystywany. Do tej pory miałem styczność jedynie przy telewizyjnych transmisjach ze spotkań tenisowych - powiedział kapitan Trentino Matej Kazijski.