Po dotkliwej porażce tydzień temu w Łodzi Skra była teraz pod ścianą i musiała nie tylko wygrać rewanżowe spotkanie z Lube w trzech lub czterech setach, ale także rozstrzygnąć później na swoją korzyść tzw. złotego seta. W środę nie była jednak bliska spełnienia choćby pierwszego z tych warunków. Poprzednio wicemistrzowie Italii rozgromili bełchatowian zagrywką w pierwszym secie i kontynuowali dobrą passę w drugiej odsłonie. Gospodarze tamtego meczu zdołali nawiązać walkę z faworytem tej rywalizacji tylko w trzeciej partii. Podobnie było w rewanżu. Co prawda mistrzowie Polski zapisali na swoim koncie dwa pierwsze punkty, ale potem niepodzielnie dominowali rywale. Dwoma asami z rzędu popisał się Yoandry Leal i włoska ekipa odskoczyła na 7:4. Kubańczyk z brazylijskim paszportem dobrze prezentował się także w ataku - bez większych problemów przełamywał nawet potrójny blok Skry. Mocne serwisy posyłali także jego rodacy - Simon Robertlandy i występujący od 2015 roku w reprezentacji Włoch Osmany Juantorena. W ataku nie zawodził zaś Bułgar Cwetan Sokołow. Prowadzenie podopiecznych byłego trenera reprezentacji Polski Ferdinando De Giorgiego systematycznie rosło i na koniec tej odsłony wyniosło 10 punktów. Bełchatowianie przez pół drugiego seta starali się prowadzić wyrównaną walkę, w czym udział miał m.in. mocno serwujący Serb Milan Katic. Przy stanie 17:15 dla gospodarzy asem popisał się jeszcze Irańczyk Milad Ebadipour, dając nadzieję kibicom klubu z Bełchatowa. W decydującym momencie jednak zawodnicy Lube odskoczyli. W końcówce zablokowali zarówno Karola Kłosa, jak i po raz kolejny w tej partii Mariusza Wlazłego. Wygranie tej odsłony, oznaczające przepustkę do finału, dał klubowi z Italii atakujący ze środka Serb Dragan Stanković. Dalsze losy tego meczu nie miały już znaczenia i szkoleniowiec Skry Roberto Piazza dał pograć rezerwowym oraz siatkarzom, którzy z powodu kłopotów zdrowotnych dopiero wracają do gry w dłuższym wymiarze. Od początku trzeciej partii na boisku pojawili się więc Artur Szalpuk, Patryk Czarnecki, Piotr Orczyk, Kubańczyk David Fiel Rodriguez i libero Robert Milczarek. De Giorgi stopniowo w trakcie tej odsłony także wprowadzał nowych zawodników. A była ona najbardziej wyrównana w całym spotkaniu. Po asie Orczyka goście prowadzili 16:15. Ekipa gospodarzy, przegrywając 21:22, zdobyła dwa punkty z rzędu, bo bełchatowianie nie radzili sobie z flotem Jacopo Massariego. Punktowa zagrywka Czarneckiego z kolei dała Skrze pierwszą piłkę setową, ale zmarnowali ją, podobnie jak drugą, którą sprezentował im Stanković, psując serwis. Po grze na przewagi pierwszego meczbola wykorzystali zaś gospodarze - najpierw zablokowali atak Orczyka, a następnie ten sam zawodnik posłał piłkę na aut. Bełchatowianie po raz piąty znaleźli się w czołowej czwórce LM, ale dotychczas oznaczało to udział w turnieju finałowym. W 2012 roku wywalczyli drugie miejsce, a w 2008 i 2010 roku stanęli na najniższym stopniu podium. Podopiecznym Piazzy pozostała w tym sezonie już tylko walka o piąte miejsce w PlusLidze. Lube w finale LM zmierzy się z broniącym tytułu Zenitem Kazań. Rosyjski klub, który triumfował w czterech poprzednich edycjach LM, wyeliminował w półfinale Sir Safety Conad Perugia, w której występuję Kubańczyk z polskim paszportem Wilfredo Leon. Cucine Lube Civitanova - PGE Skra Bełchatów 3:0 (25:15, 25:20, 27:25) Cucine Lube: Bruno Rezende, Osmany Juantorena, Cwetan Sokołow, Dragan Stanković, Robertlandy Simon, Yoandy Leal - Fabio Balaso (libero) - Jirzi Kovarz, Stijn D’Hulst, Diego Cantagalli, Andrea Marchisio (libero), Jacopo Massari. PGE Skra: Grzegorz Łomacz, Karol Kłos, Milad Ebadipour, Mariusz Wlazły, Jakub Kochanowski, Milan Katić - Kacper Piechocki (libero) - Renee Teppan, Kamil Droszyński, Artur Szalpuk, Patryk Czarnecki, Piotr Orczyk, Robert Milczarek (libero), David Fiel Rodriguez. Po meczu powiedzieli: Roberto Piazza (trener Skry): - Różnicę w tym spotkaniu - podobnie jak w pierwszym - robiły zagrywka i przyjęcie. Oczywiście, presja, którą nakłada na rywala Lube, jest ogromna. Musisz sobie radzić z rozwiązywaniem takich problemów. Umiejętność gry w obronie to jedna sprawa, bez niej sytuacja jest zupełnie inna. Ale pamiętajmy, że oni mają w składzie kilku niesamowitych zawodników, którzy potrafią zrobić wszystko, zwłaszcza jeśli chodzi o zagrywkę. Myślę, że musimy docenić ich kunszt, bo wykonali kawał świetnej roboty. Myślę, że w finale spotkają się dwa najsilniejsze zespoły. Oczywiście, my mogliśmy zagrać nieco lepiej. Zwłaszcza w pierwszym meczu u siebie. Przede wszystkim w dwóch pierwszych setach tamtego meczu, bo w trzecim zagraliśmy na swoim normalnym poziomie. Przed nami kolejny krok, ważny dla klubu (walka o piąte miejsce w PlusLidze - PAP). Jest on istotny, bo wiąże się z możliwością udziału w europejskich pucharach w kolejnym sezonie. Doskonale wiemy, co to oznacza grać z Cerrad Czarnymi Radom, bo każdy z naszych dotychczasowych meczów przeciwko temu zespołowi był bardzo ciężki. Trudno znaleźć na nich receptę, zwłaszcza jeśli chodzi o zagrywkę. Musimy zresetować głowy i pokazać naszą najlepszą siatkówkę. To możliwe. Piotr Orczyk (przyjmujący Skry): - Żeby myśleć o wygraniu tzw. złotego seta, trzeba było najpierw wygrać mecz, a my nie wygraliśmy w nim chociażby jednej partii. Dziś Lube ponownie zagrało bardzo dobre spotkanie. Grało na zdecydowanie wyższym poziomie niż my i zasłużenie wygrało. Przystępujemy teraz do walki o piąte miejsce w ekstraklasie w pełni skoncentrowani. Walka o tę lokatę nie jest tym, o czym marzyliśmy na początku sezonu. Nie jest to może (dobra - PAP) lokata jak na klub z Bełchatowa, ale jest jak jest. Musimy się zmierzyć z radomianami i wygrać, mam nadzieję. Konrad Piechocki (prezes Skry): - Nie pocieszamy się na siłę, bo weszliśmy do czwórki najlepszych drużyn w Europie i na pewno z tej perspektywy należy nasz występ w LM ocenić pozytywnie. Ten dwumecz pokazał ogromną siłę Lube na skrzydłach i przede wszystkim w wywieraniu presji na zagrywce. Zarówno tutaj, jak i w Łodzi włoski zespół grał w tym elemencie bardzo dobrze. Ogromny szacunek i brawa dla nich, ale też nie mamy się czego wstydzić. To jest na pewno nasz sukces. Jeśli chodzi o ekstraklasę, to na pewno mamy spory niedosyt. Nie takie cele sobie stawialiśmy. Tak to się układa. Jest to w pewnym sensie konsekwencja całego sezonu, bo przecież z pewnych powodów zajęliśmy szóste miejsce po fazie zasadniczej, w play offach musieliśmy się mierzyć z wyżej rozstawionym Jastrzębiem i stało się tak, jak się stało. Trzeba to przełknąć i starać się skończyć ten sezon pozytywnie. Zenit Kazań - Sir Safety Conad Perugia 3:1 (22:25, 25:23, 25:23, 26:24); 3:2