Rewanż we Włoszech zaplanowano za tydzień w środę o godz. 20.30. Zwycięzca dwumeczu awansuje do finału, który odbędzie się 18 maja w Berlinie. W drugim półfinale broniący trofeum Zenit Kazań zmierzy się z włoskim Sir Safety Conad Perugia. O awans do finału w Berlinie mistrzowie Polski rywalizują z jednym z faworytów tegorocznych rozgrywek Ligi Mistrzów. Do łódzkiej Atlas Areny z prowadzoną przez dobrze znanego w Polsce Ferdinando De Giorgiego ekipą Cucine Lube przyjechały gwiazdy światowej siatkówki, m.in.: Bułgar Cwetan Sokołow, Brazylijczyk Bruno Rezende, Kubańczyk z włoskim paszportem Osmany Juantorena, Serb Dragan Stankovic oraz Simon Robertlandy i Yoandry Leal z Kuby. O sile tego zespołu bełchatowianie przekonali się już w pierwszych piłkach półfinału. Gospodarze nie byli bowiem w stanie odebrać mocnej zagrywki Rezende, dzięki czemu Lube prowadziło 5:0. Jak się jednak okazało, nie tylko w tym elemencie goście dominowali nad siatkarzami PGE Skry. Byli bowiem wyraźnie lepsi w ataku i bloku, niewielką krzywdę robiła im też zagrywka mistrzów Polski. W efekcie goście szybko osiągnęli 10-punktową przewagę (12:2), której do końca seta nie udało się zmniejszyć podopiecznym Roberto Piazzy. Taka różnica na tym poziomie rozgrywkowym oznacza nokaut i najlepiej oddaje przewagę klubu z Maceraty. Na niewiele wicemistrzowie Włoch pozwalali ekipie z Bełchatowa w drugiej odsłonie. Świetnym serwisem popisywał się m.in. Leal (11:4). Po autowym ataku ze środka Karola Kłosa Lube wygrywało 15:8, a po bloku na Miladzie Ebadipourze - 20:11. Później jednak - m.in. za sprawą zagrywki Jakuba Kochanowskiego - gospodarze zmniejszyli część strat (17:22), czym dali trochę radości kibicom, którzy szczelnie wypełnili Atlas Arenę. Po ataku w antenkę Juantoreny zrobiło się 20:22, ale po asie Rezende Lube miało piłkę setową (24:20), a w ostatniej akcji pomylił się skuteczny do tej pory Mariusz Wlazły. Najbardziej wyrównana była trzecia partia, na czym zyskało widowisko. Po obiciu bloku przez Ebadipoura PGE Skra pierwszy raz prowadziła (6:5), a przyjezdni stracili pewność siebie, którą imponowali wcześniej. Mylił się nawet Jauntorena, po którego trafieniu w antenkę było 11:8. Później do stanu 22:22 gra toczyła się punkt za punkt. Wówczas jednak na zagrywkę poszedł Stankovic, a dwa ataki skończył Jauntorena. Pierwszą piłkę meczową obronił Milan Katic, ale po chwili mecz skończył Jauntorena. Rewanżowe spotkanie odbędzie się we Włoszech za tydzień w środę o godz. 20.30. Bardzo zacięta jest rywalizacja w drugiej parze, gdzie w tie-breaku lepszy okazał się Zenit Kazań. Rosyjski zespół od czterech lat niepodzielnie rządzi w Europie. W ćwierćfinale niespodziewanie sporo problemów sprawił mu Trefl. Gdańszczanie doprowadzili do złotego seta, w którym przegrali 12:15. Zmagania między Zenitem i Perugią mają dodatkowe znaczenie dla Wilfreda Leona. Kubańczyk z polskim paszportem latem przeszedł do włoskiego klubu właśnie z drużyny z Kazania, w której występował w latach 2014-18 i odnosił w jej barwach liczne sukcesy. Finał rozgrywek zaplanowano 18 maja w Berlinie. PGE Skra Bełchatów - Cucine Lube Civitanova 0:3 (14:25, 20:25, 23:25) PGE Skra Bełchatów: Grzegorz Łomacz, Karol Kłos, Milad Ebadipour, Mariusz Wlazły, Jakub Kochanowski, Artur Szalpuk - Kacper Piechocki (libero) - Milan Katic, Renee Teppan, Kamil Droszyński. Cucine Lube Civitanova: Bruno Rezende, Osmany Juantorena, Cwetan Sokołow, Dragan Stankovic, Robertlandy Simon, Yoandy Leal - Fabio Balaso (libero) - Jiri Kovar, Stijn D’Hulst, Diego Cantagalli. Po meczu powiedzieli: Kacper Piechocki (libero PGE Skry): - Nasi rywale zagrywali dziś bardzo mocno, ale niczego innego nie mogliśmy się spodziewać. To jest półfinał Ligi Mistrzów, siatkówka na najwyższym poziomie, a drużyna Lube w każdym meczu udowadnia, że dysponuje taką zagrywką. - Szkoda, że obudziliśmy się tak późno i w dwóch pierwszych setach nie było nas na boisku. Powinniśmy od samego początku bawić się siatkówką, ale nie wyglądało to tak, jak byśmy sobie tego życzyli. W trzecim secie udowodniliśmy jednak, że możemy walczyć z tą drużyną i też możemy grać na takim poziomie. Dlatego pojedziemy na rewanż walczyć o nasze marzenia, bo jest nim gra w finale. Michał Winiarski (drugi trener PGE Skry): - Prawda jest taka, ze w dwóch pierwszych setach w ogóle nie byliśmy zespołem, którym jesteśmy. Szkoda, że poza trzecim setem nie prezentowaliśmy nawet połowy tego, co potrafimy. To było rozczarowanie, bo trzeci set pokazał, że potrafimy grać z Lube. - Myślę, że byliśmy przemotywowani, za bardzo chcieliśmy pokazać, że sobotni mecz z Jastrzębskim był naszym słabszym dniem. Ewidentnie chłopakom siedziało to w głowach, bo trzeci set pokazał, że jesteśmy w stanie grać dobrze. Tak jak w tym secie, powinniśmy grać przez cały mecz. - Sport czasami pisze scenariusze, których nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić. Jeśli zagramy we Włoszech na swoim poziomie to możemy tam wygrać. Pozostaje pytanie, czy jesteśmy w stanie odnaleźć ten poziom. Grzegorz Łomacz (rozgrywający PGE Skry): - Lube było dziś lepsze w każdym elemencie. Nasi rywale grali bardzo swobodnie i dobrze. Jestem zawiedziony naszą postawą. Może w naszych głowach mieliśmy jeszcze ligową porażkę z Jastrzębskim. W dwóch pierwszych setach nie istnieliśmy, a zły początek wpłynął na naszą pewność siebie. Teraz musimy przez tydzień zasuwać na treningach i we Włoszech zagrać najlepiej, jak potrafimy. Ferdinando De Giorgi (trener Cucine Lube): - Wygraliśmy nie tylko zagrywką, bo równie dobrze graliśmy w bloku i defensywie. To zrobiło różnice w dwóch pierwszych setach. Ten ostatni był już inny, bo PGE Skra grała w nim dużo lepiej, m.in. na zagrywce. Do tego starcia podchodziliśmy z dużym respektem dla drużyny z Bełchatowa, bo znam jej siłę. Jeszcze nie jesteśmy w finale, ale kto wie, może zagrają w nim dwa zespoły z Włoch. Mam taką nadzieję. Bruno Rezende (rozgrywający Cucine Lube, MVP meczu): - Rozegraliśmy bardzo dobry mecz. W pierwszym secie bardzo dobrze serwowaliśmy, graliśmy agresywnie. Stąd problemy PGE Skry, bo na pewno ciężko było im się nam przeciwstawić. Później kontynuowaliśmy dobrą grę, choć nie było już tak łatwo. Trzeci set to już taki mecz, jakiego się spodziewaliśmy, bo PGE Skra to wielka drużyna. Lepiej przyjmowała, dzięki czemu Grzegorz Łomacz miał swobodę w rozegraniu. Nasz blok przez to miał dużo więcej problemów. W rewanżu musimy wejść z taką samą koncentracją, energią i agresywnością. Chcemy znów wygrać i awansować do finału w Berlinie. Bartłomiej Pawlak