- Mieliśmy reprezentanta Niemiec, mieliśmy podstawowego zawodnika drużyny narodowej Ukrainy, ale nigdy jeszcze nie zdarzyło się, aby nasz zawodnik znalazł się w składzie na oficjalny mecz polskiej reprezentacji - mówi z dumą Adrian Komorowski, rzecznik prasowy "Inżynierów". - Karol dużymi literami zapisze się w historii siatkówki AZS Politechniki Warszawskiej - dodaje. Obecny sezon reprezentacyjny jest dla Politechniki wyjątkowo obfity. Poza Kłosem w szerokim składzie reprezentacji znaleźli się jeszcze Rafał Buszek, Bartłomiej Neroj oraz Robert Milczarek. Ten pierwszy przebywa obecnie w Belgradzie, gdzie wraz z kolegami z kadry B walczy o medale Uniwersjady. Nie można zapomnieć również o dwóch innych reprezentantach: Janie Królu i Wojciechu Włodarczyku, którzy wraz z Kłosem bronią barw kadry juniorskiej. - Juniorskie mistrzostwa świata tuż tuż, ale w tej chwili skupiam się tylko i wyłącznie na meczach z Wenezuelą. Ten weekend jest dla mnie wyjątkowy, magiczny, być może spełni się moje marzenie z dzieciństwa - mówi przejęty Kłos. Jaka jest szansa na spełnienie tego marzenia? Bardzo duża. Trener Daniel Castellani nie boi się stawiać na młodych i skoro powołał Kłosa do meczowej dwunastki, na pewno da mu szansę zaprezentowania się na boisku przed wspaniałą polską publicznością. - Tremy na pewno nie będzie, wręcz przeciwnie. Gra przed taką publicznością dodatkowo mnie zmotywuje. To prawdziwy zaszczyt! - tłumaczy zawodnik. - Nie mam żadnych obaw. Jeżeli dostanę szansę gry, zrobię wszystko, aby pomóc drużynie - zapewnia. Kłos nie może doczekać się już piątkowego wieczoru. - Obecnie w głowie mam... Mazurka Dąbrowskiego. Usłyszeć hymn przy wypełnionej po brzegi hali... Coś pięknego - kończy wzruszony.