Zarzycki dodał, że "kompromitującą była gra i wynik reprezentacji w rewanżowym turnieju mistrzostw Europy". - Po raz kolejny było widać, że ten zespół stać albo na wicemistrzostwo świata, albo na słabiutki występ, jaki mieliśmy w Moskwie - stwierdził Zarzycki. - Z tym, że tych drugich wyników jest niestety więcej - powiedział Zbigniew Zarzycki. - Proszę zobaczyć, że od mistrzostw świata mija drugi rok, a my nic nie wygraliśmy. Powtarzam z uporem maniaka, że przy tych nakładach, przy tym potencjale, przy tych możliwościach w każdej imprezie rangi mistrzowskiej powinniśmy być w czwórce. Przegrywamy z Estonią, której ze świecą szukać w rankingu FIVB. A teraz znaleźliśmy się w przedsionku ligi europejskiej i we wrześniu będziemy pukać, żeby nas łaskawie wpuszczono do szerokiego grona uczestników mistrzostw. Dawno nie było tak źle... Przypomnijmy, że poprzednio Polska w eliminacjach mistrzostw Europy grała w 2001 roku. Prowadzony przez Ryszarda Boska zespół bez problemów, mając za rywali Bułgarię, Belgię oraz Izrael, wywalczył awans. W Ostrawie drużyna zajęła piąte miejsce. Dwa lata później w Berlinie Polska powtórzyła ten wynik. W obu przypadkach trenerem był Waldemar Wspaniały, krytykowany zresztą za stawianie zbyt minimalistycznych celów. W Rzymie, w 2005 roku, ekipę poprowadził Raul Lozano, również do piątej lokaty. Przed rokiem w Moskwie była jedenasta pozycja i cofnęliśmy się o ładnych kilka lat. W barażu we wrześniu wcale nie musi być łatwiej. W piątek, w portugalskim Espinho rozpocznie się turniej kwalifikacyjny do igrzysk olimpijskich, w którym obok gospodarzy i Polaków zagrają zespoły Indonezji oraz Portoryko. - Meczu z Czarnogórą w ogóle nie oglądałem - powiedział Zbigniew Zarzycki. - Do głowy mi nie przyszło, że mogą być jakieś emocje w tym spotkaniu, że coś ciekawego się wydarzy. Chciałem dziś wygodnie usiąść w fotelu i popatrzeć, w jakiej formie jest zespół przed ważnymi zawodami. Teraz w ogóle nie wiem, co o tym wszystkim myśleć. Wg Zarzyckiego, nie można mówić o jakiejkolwiek stabilizacji formy polskiego zespołu. - Nie wiem, czy w Tallinie byli jacyś portugalscy obserwatorzy, ale jak zawitali do tego pięknego miasta, to na pewno cieszyli się, że trafi im się w Espinho łatwy rywal - powiedział Zbigniew Zarzycki. Stwierdził on, że w tym wszystkim najbardziej szkoda mu kibiców. - Widziałem, że do Tallina też dojechali za swoją ukochaną drużyną. Trzeba jednak do ich ogródka też wrzucić kamyczek. Na przyszłość po przegranym meczu może zastanowią się, zanim ustawią się po autografy do swoich idoli i zaczną śpiewać, że nic się nie stało - dodał Zbigniew Zarzycki.