"Dla mnie było to trudne, jednak teraz staram się to zmienić. Uczę się polskiego. Przyszedł czas, abym to ja wyszedł naprzeciw drużynie. Jestem sangwinikiem, człowiekiem krewkim, który potrzebuje, aby drużyna zaprosiła go do gry. Na razie zbyt często stałem z boku" - dodał Bonitta. "W Grand Prix i Pucharze Świata poprawiliśmy się, gorzej wypadliśmy w mistrzostwach Europy. Trzeba jednak podkreślić, że to nie ta sama drużyna. Mamy inną rozgrywającą, w innym momencie kariery jest Dorota Świeniewicz, na innej pozycji gra Kasia Skowrońska. Przed nią wielka przyszłość, lecz musi jeszcze zmienić styl i sposób przygotowania się do imprez. Teraz przez nią przechodzą najważniejsze piłki. To samo dotyczy po części Małgosi Glinki i kilku innych zawodniczek. Nie zmienia to faktu, że mogliśmy powalczyć o trzecie miejsce w PŚ i o finał ME. Tak się nie stało i biorę za to odpowiedzialność" - podkreślił włoski szkoleniowiec. Zdaniem Bonitty polskiej drużynie najbardziej brakuje mentalności zwycięzcy. "Takiej jaką ma Świeniewicz. To jest dla mnie przykład zawodniczki, która w decydujących momentach przechyla szalę. Kiedy pracowałem z kadrą Włoch, miałem Elisę Togut, Simonę Rinieri i przede wszystkim Manuelę Leggeri. To ona zamknęła nas wszystkich w jednym autobusie i przez kilka lat wyznaczyła konkretny kierunek jazdy. Póki byliśmy w środku, tworzyliśmy zgraną grupę. Teraz muszę znaleźć kogoś takiego wśród młodych" - tłumaczył Bonitta. "W naszych relacjach brakuje iskry zrozumienia. To jak z miłością - kiedy kochasz dziewczynę, często nie potrafisz powiedzieć za co. To niewytłumaczalne. I podobnie niezauważalna nić zrozumienia musi istnieć w drużynie. Na razie brakuje tego "feelingu". Cenimy się nawzajem, ufamy sobie, ale czegoś brakuje. Podczas tygodnia podróży po Polsce zauważyłem to jeszcze wyraźniej" - zakończył Bonitta.