- Wielu działaczy i sympatyków siatkówki jest w błędnym przekonaniu, co do faktycznej sytuacji finansowej PZPS. A jest ona mało ciekawa - zaznaczył Adamski. Podkreślił, że w PZPS od dawna nasilało się zjawisko marnotrawienia pieniędzy otrzymywanych od sponsorów oraz miast-gospodarzy mistrzostw świata 2014. Fundusze te w znacznej części miały trafiać nie na działalność sportową i promocję, a na konta różnych firm doradczych, konsultingowych i piarowskich oraz agencji prawniczych. - Te firmy i agencje z pominięciem pracowników PZPS wykonywały często podobne lub te same usługi. Zawsze reprezentowałem stanowisko, że obsługa imprez i wszystkie działania związku powinny się opierać na merytorycznie przygotowanych osobach z PZPS. Po to ich przecież mamy - ocenił Adamski. Jako przykład podał mistrzostwa Europy kobiet w 2009 roku. Imprezę organizował związek, a jego pracownicy podczas turnieju sprawowali wszystkie funkcje nadzorcze. - Należy oczywiście zatrudniać firmy do wykonywania zadań specjalistycznych, ale nie trzeba zlecać organizacji całej imprezy komuś z zewnątrz. Te instytucje doliczają sobie odpowiednie marże i robią wszystko tak, żeby wypracować jak największy zysk dla siebie - wyjaśnił. Jego zdaniem zlecanie niemal wszystkich spraw firmom zewnętrznym doprowadziło PZPS do kłopotów finansowych. - Straty przyniosła nawet organizacja finału Ligi Światowej - poinformował Adamski, dodając, że już w dwa lata temu biegli rewidenci wskazywali, że sprawy finansowe nie idą w dobrym kierunku. Straty w wysokości blisko 3 mln zł wykazało również sprawozdanie za rok 2011, które 29 marca zostało przyjęte przez zarząd. Później postanowiono je zmienić. Dodał, że zmodyfikowane sprawozdanie przygotowane przez "nowych księgowych" i tak potwierdziło, że związek ma ujemny wynik. Posiedzenie zarządu zakończyło się odwołaniem Adamskiego, po którym szef PZPS stwierdził, że stracił zaufanie do byłego już sekretarza generalnego. Powodem miało być sprowadzenie przez niego Centralnego Biura Antykorupcyjnego do związku i Polskiej Ligi Siatkówki. Na poniedziałkowej konferencji prasowej w Łodzi Adamski potwierdził, że jest świadkiem w postępowaniu prowadzonym przez CBA. Nie odpowiedział natomiast wprost na pytanie, czy to on powiadomił biuro o nieprawidłowościach. Powiedział tylko, że "artykuł 304 kodeksu postępowania karnego określa, że jeżeli się nabywa wiedzę o popełnieniu przestępstwa i zachowuje ją dla siebie, to staje się po tej samej stronie, co przestępca". Prezes związku Mirosław Przedpełski w rozmowie z PAP z 31 sierpnia zaznaczył, że PZPS jest "w bardzo dobrej kondycji finansowej i organizacyjnej", a w sprawie odwołania Adamskiego w grę wchodzą bardziej ludzkie aspekty. - Nie może być tak, że osoba, którą proponuję do prowadzenia związku wyraźnie działa przeciwko mnie. W tym temacie charakterystyczne jest niezrozumienie wielu spraw i typowo polskich donosów, które czasami są naprawdę trochę śmieszne. Niech CBA to sprawdzi i wszystko się wyjaśni. Umowy, które są przedmiotem śledztwa, były zatwierdzane i koordynowane przez Bogusława Adamskiego. Mówienie więc, że usunięto go, bo w związku załatwiano lewe interesy, jest odwróceniem sprawy - zaznaczył prezes. Adamski stwierdził, że choć od blisko roku jego rola w związku była marginalizowana, nie zamierza rezygnować z dalszej pracy na rzecz rozwoju siatkówki. - Wziąłem ślub z siatkówką 40 lat temu i rozwodu nie będzie. Będę służył tej dyscyplinie tak długo, jak długo będzie mnie potrzebowała. To bowiem nie tylko panowie z kierownictwa związku. Mam nadzieję, że materiały zgromadzone przez organy prowadzące śledztwo pozwolą skupić wokół siatkówki ludzi chcących jej dobra, którzy żyją dla siatkówki a nie z siatkówki - wyjaśnił.