W piątek Sąd Okręgowy w Warszawie uniewinnił byłego prezesa Polskiego Związku Piłki Siatkowej ze wszystkich zarzutów postawionych w akcie oskarżenia przez prokuraturę. "Zrobiono ze mnie zbója, przestępcę, czarny charakter. Nie chciano mi uwierzyć. Dzisiaj podczas ogłoszenia wyroku uniewinniającego, nikt z moich oskarżycieli nie pojawił się na sali sądowej, bali się mi spojrzeć w oczy" - dodał Biesiada. "Dzisiaj sąd potwierdził, że jestem niewinny, teraz mam nadzieję, że po kilku latach będę mógł spać spokojnie. Moi byli koledzy i współpracownicy, którzy nadal funkcjonują w siatkówce na wysokich stanowiskach, zrobili ze mnie przestępcę. Moja sprawa była swego czasu porównywana z aferą Rywina. Komu to było potrzebne - nie wiem" - uważa były prezes PZPS. Oskarżyciel publiczny żądał dla Biesiady trzech lat pozbawienia wolności i grzywny w wysokości 75 tysięcy złotych. Były prezes PZPS był m.in. oskarżony o posługiwanie się w styczniu 2001 roku, podczas zjazdu PZPS podrobionym dokumentem, dzięki któremu władze związku otrzymały absolutorium oraz o niezgodne z przepisami wykorzystywanie dotacji budżetowych, które także były nieprawidłowo rozliczane. "Przez siedem lat ciężko pracowałem dla dobra polskiej siatkówki. Oczywiście nie byłem sam, w związku była silna ekipa pasjonatów sportu. Gdy wyprowadziliśmy PZPS na wysoki, światowy poziom, zostaliśmy ze związku wykopani. Inni ludzie przejęli tort, który teraz kroją, nie interesując się siatkówką. Ich nie interesują zawodnicy, szkolenie, rozgrywki, tylko kasa. Zarabiają potworne pieniądze, na które nie zasługują" - dodał Biesiada. Na pytanie, czy zamierza wrócić do siatkówki, Janusz Biesiada odpowiedział krótko: "Nie wiem. Potrzebuję czasu, aby wszystko przemyśleć, uspokoić się".