- Strasznie chciałyśmy się dostać do finału. Zabrakło nam "małych punktów". Byłyśmy wkurzone na siebie, że wcześniej nie odrobiłyśmy tych punktów - wyznała Izabela Bełcik. Podczas Grand Prix biało-czerwone wygrały pięć spotkań, a cztery razy schodziły z parkietu pokonane. - Akurat trafiłyśmy na takie drużyny, a nie inne w turniejach. Prawda jest taka, że skoro wygrałyśmy z Japonią w ostatnim turnieju, to mogłyśmy wygrać i w pierwszym. Nie udało się i chyba właśnie tego zwycięstwa zabrakło do awansu. Ktoś tak właśnie wymyślił ten system Grand Prix, że z niektórymi zespołami gramy dwa razy, a z innymi w ogóle i trudno to komentować - stwierdziła. - Wiele rzeczy w naszej grze szwankowało. Czasami przyjęcie, czasem rozegranie z mojej strony, czasem nie czułyśmy tempa akcji. Myślę, że to kwestia treningów. Nie miałyśmy zbyt wiele czasu, żeby ćwiczyć poszczególne elementy. Mam nadzieję, że jak więcej potrenujemy to i nasza gra się poprawi - dodała. Wyjazdowi siatkarek na Grand Prix towarzyszyło ogromne zamieszanie i Bełcik jako jedyna z zawodniczek nie poleciała razem z resztą ekipy. - Jako jedyna zostałam na lotnisku. Nie czułam się z tym dobrze. Wszystkie dziewczyny poleciały, a ja nie. Dołączyłam do zespołu dwa dni później. Dziewczyny były już po dwóch treningach. Zaaklimatyzowały się. Powiem szczerze, że nie było aż tak źle, ale trochę głupie było to zamieszanie - skomentowała Bełcik. Teraz nasze zawodniczki mają kilka dni na odpoczynek, a później rozpoczynają przygotowania do następnej imprezy - eliminacji do przyszłorocznej edycji Grand Prix, które odbędą się w stolicy Azerbejdżanu Baku (26-31.07). - Mam nadzieję, że do następnej imprezy jaka nas czeka przystąpimy pełne nadziei, optymizmu i werwy do gry w siatkówkę, bo na razie chyba mamy przesyt - zakończyła Bełcik.