W meczu o brąz Polacy pokonali faworytów całego turnieju Rosjan 3:1. Tytuł wywalczyli Serbowie, wygrywając z Włochami 3:1. Dla "Biało-czerwonych" jest to ogromny sukces. W drużynie brakuje kilku zawodników narzekających na kontuzje. Na turniej wyjeżdżali po fatalnym występie w Memoriale Wagnera. "W Izmirze wszystko wydarzyło się tak szybko i nagle, że nie potrafiliśmy chyba w pełni tego docenić i w pełni się cieszyć. Teraz czuję, że to jest kapitalny wynik. Zrobiliśmy to wbrew wszystkim nieprzychylnym opiniom i nawet wbrew samym sobie. To, co zaprezentowaliśmy jeszcze dwa tygodnie przed mistrzostwami nie było najlepsze i zdawaliśmy sobie z tego sprawę" - ocenił najlepszy serwujący turnieju. Receptą na sukces była zespołowość i hart ducha. "Pokazaliśmy, że jesteśmy fantastyczną grupą i należy nam się medal, za pracę, mobilizację i waleczność" - podkreślił Kurek. Motywująco podziałały na zawodników także słowa trenera Andrei Anastasiego. "Przypomniał nam, że pierwszy mecz, który rozegraliśmy pod jego batutą, był z Rosjanami. Wówczas wygraliśmy w Miliczu 3:1 i fajnie byłoby zamknąć cały sezon też zwycięstwem nad nimi. To do nas przemówiło" - przyznał. Kurek podkreślił, że do końca, do ostatniej piłki starał się utrzymać koncentrację. "Nawet jak było 24:19 w ostatnim secie i mieliśmy w górze piłkę meczową, to mówiłem sobie, że to będzie kolejny punkt i wcale nie najważniejszy. Mimo, że naprawdę bardzo rzadko zdarza się, że zespół w takich sytuacjach dochodzi do rywala, to i tak starałem się o tym nie myśleć" - zaznaczył. Najtrudniejszy dla Kurka był mecz grupowy ze Słowacją. Trener Andrea Anastasi wystawił zawodników rezerwowych, bo wiedział, że w razie wygranej w ćwierćfinale Polacy mogą trafić na Rosjan, a tego właśnie chciał uniknąć. "To był najtrudniejszy moment w tych mistrzostwach" - podkreślił przyjmujący PGE Skry Bełchatów.