Zanim drużyny rozegrały pierwszą akcję hala "Podpromie" zatrzęsła się od braw. Kibice owacyjnie powitali Oliega Achrema, który w trzecim secie piątkowego meczu zerwał więzadła w kolanie, ale przyszedł dopingować kolegów, aby wyrównali stan rywalizacji o finał. - Nie mogło mnie tu dzisiaj zabraknąć - powiedział popularny Alek. Brak w składzie kapitana i lidera mistrzów Polski budził wśród ich fanów zrozumiale obawy o wynik drugiej konfrontacji. Jak się okazało, były one uzasadnione, choć osłabieni rzeszowianie zostawili na boisku całe serce. Trener Asseco Resovii Andrzej Kowal z konieczności "przemeblował" wyjściową szóstkę. Na rozegraniu grał Fabian Drzyzga, a w miejsce Achrema występował Paul Lotman. Rzeszowski zespół rozpoczął niefortunnie. Grał zbyt nerwowo na przyjęciu i zagrywce, nie kończył ataków, popełniał błędy, oddał inicjatywę rywalom. Dysponująca duża siłą ataku ZAKSA jak bokser punktowała przeciwnika. Mocno zagrywała, kończyła akcje, stawiała blok. Goście zaczęli budować przewagę po asowej zagrywce Dicka Kooya (5:2), a po kontrze Łukasza Wiśniewskiego prowadzili 11:6. Kiedy Michał Ruciak zdobył punkt z zagrywki, kędzierzynianie mieli już ośmiopunktowy zapas (20:12) i za chwilę cieszyli się z wygrania seta. Drugą partię gospodarze zaczęli tak, jakby wyszli spod prysznica. Odmienieni. Łukasz Perłowski serwował asy, nękał rywali zagrywką. Zaksa częściej się myliła. Rzeszowianie wygrywali 5:0. Po ataku Piotra Nowakowskiego było 8:4. Po kolejnym wejściu w pole do serwowania Perłowskiego, Resovia znów dodała gazu. Najpierw był punktowy flot środkowego Resovii (13:7). Po dwóch z rzędu blokach na Kooyu notowano 15:7, a po atakach Petera Veresa 16:7 i 18:9. Zaksa nie spasowała, ale zdołała odrobić tylko część strat (20:15, 23:18). Po autowym ataku Marcina Możdżonka resoviacy wyrównali stan meczu. W tej odsłonie to Zaksa cały czas była w defensywie. Cała zespół gospodarzy grał równo i skutecznie. Przed setem nr 3 kibice zaśpiewali: "Do boju Resovia, zwycięstwo czeka nas". Nic z tych życzeń w tej odsłonie nie wyszło. Na boisku cały czas toczył się twardy, męski, wyrównany bój na ataki, bloki, obrony. Raz prowadzili jedni, raz drudzy, ale minimalnie. Po asie Kooya było 18:16 dla ZAKS-y, ale za moment znów doszło do równowagi (20:20). Były nerwy, ale i emocje. Końcówka przebiegała pod dyktando podopiecznych trenera Sebastiana Świderskiego. Duży w tym udział miał Michał Ruciak, który bombardował rzeszowskie szeregi zagrywkami i trafiał tam, gdzie celował. W czwartej partii, przy stanie 9:6 dla ZAKS-y, trener Kowal zmienił rozgrywających - Drzyzgę zastąpił Lukasz Tichaczek. Kiedy Perłowski trafił z flota w boisko, notowano 10:10. ZAKSA uzyskała czteropunktową przewagę (19:15), ale zdeterminowani i waleczni gospodarze poderwali się do heroicznej walki. Najpierw doprowadzili do remisu (20:20), po ataku Dawida Konarskiego i błędzie kędzierzynian wyszli na prowadzenie (22:20). Grały także nerwy. Żółtą kartkę otrzymał Paweł Zagumny, bo nie zgadzał się z decyzją sędziego. Resovia wygrała seta 25:23). W piątej partii zespoły zmieniały się stronami przy prowadzeniu ZAKS-y 8:4. Potem było 13:8 dla wicemistrzów Polski. Resoviacy jeszcze się poderwali do walki, ale Witczak zadał decydujący cios. Trzeci mecz zaplanowany jest na 11 kwietnia w Kędzierzynie. Powiedzieli po meczu: Andrzej Kowal (trener Asseco Resovii): - Wynik taki sam, jak wczoraj, chociaż gra trochę inna. Mieliśmy swoje szanse. Po tym, jak odrobiliśmy straty w czwartym secie, dobrze zagraliśmy końcówkę, z nadzieją czekałem na tie-breaka. Przeciwnik nam jednak już na początku odskoczył i trudno nam było z nim skutecznie rywalizować. Prowadzenie 2-0 to olbrzymi handicap dla Kędzierzyna. Koncentrujemy się na jednym meczu, bo dla nas to jest jeden mecz. Zrobimy wszystko, aby zaprezentować się najlepiej jak potrafimy. Na pewno podejmiemy walkę. Zdajemy sobie sprawę, że wiara w ludziach opada, ale w naszym zespole wiarę będziemy mieli do końca. Sebastian Świderski (trener ZAKS-y Kędzierzyn-Koźle): - W pierwszym secie zagraliśmy perfekcyjnie i to nas trochę uśpiło. W drugim zaczęliśmy bardzo źle, zaczęło się zamieszanie, co pokazało, że możemy wygrywać tylko będąc drużyną. W tie-breaku kolejny raz udowodniliśmy, że jesteśmy stroną, która narzuca styl gry, która ciągle atakuje, a mniej się broni. Ktoś powiedział, że najlepszą obroną jest atak. W swojej hali spodziewamy się równie ciężkiego, nawet jeszcze cięższego spotkania. To będzie dla Resovii gra o być albo nie być. Mamy trzy swoje szanse spróbujemy to wykorzystać od razu. Łukasz Wiśniewski (środkowy ZAKS-y): - Wywozimy z Rzeszowa bardzo dużą zaliczkę. Jesteśmy bardzo szczęśliwi, bo dwukrotnie wygraliśmy na niesamowicie trudnym terenie. Mamy jednak świadomość, że nie jest to jeszcze koniec rywalizacji. Musimy podejść do kolejnego meczu jeszcze bardziej skon centrowani, bo Rzeszów nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Krzysztof Ignaczak (libero Asseco Resovii): - Wygrał zespół lepszy, myślę jednak, że pokazaliśmy charakter, kawał dobrej siatkówki. W sporcie trzeba jeszcze mieć trochę szczęścia. Dzisiaj to szczęście było po stronie Kędzierzyna. Pomieszała nam trochę szyki kontuzja Alka Achrema, bo on zawsze był liderem naszego zespołu. Przed nami tydzień ciężkiej pracy. Mam nadzieję, że pojedziemy do Kędzierzyna, będziemy w stanie wygrać dwa spotkania, by wrócić do Rzeszowa na piąte. Drugi mecz półfinałowy: Asseco Resovia - ZAKSA Kędzierzyn-Koźle 2:3 (18:25, 25:18, 20:25, 25:23, 11:15) Stan rywalizacji play off (do trzech zwycięstw) 2-0 dla ZAKS-y Asseco Resovia: Fabian Drzyzga, Peter Veres, Paul Lotman, Piotr Nowakowski, Łukasz Perłowski, Jochen Schoeps - Krzysztof Ignaczak (libero), Michał Filip, Nikołaj Penczew, Dawid Konarski, Lukasz Tichaczek. ZAKSA Kędzierzyn-Koźle: Paweł Zagumny, Michał Ruciak, Dick Kooy, Marcin Możdżonek, Łukasz Wiśniewski, Dominik Witczak - Piotr Gacek (libero), Grzegorz Bociek, Grzegorz Pilarz, Wojciech Ferens.