Za panem intensywny sezon z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle. Zdobyliście Puchar Polski, dostaliście się do Final Four Ligi Mistrzów i zdobyliście wicemistrzostwo Polski. Masz poczucie niedosytu, bo nie udało się zdobyć złota PlusLigi i wyższej pozycji w Lidze Mistrzów, czy - mimo to - poczucie sukcesu? Felipe Fonteles: Uważam, że cele które sobie postawiliśmy, zostały całkowicie spełnione. Oczywiście tytuły są ważne, ale najważniejsza jest pasja, którą czułem na hali w Kędzierzynie-Koźlu w ostatnim meczu. To miasto na zawsze pozostanie w moim sercu, a pasja w oczach ludzi, których tam widziałem, jest dla mnie najważniejsza.Czego zabrakło w finale PlusLigi, by zdobyć złoty medal? - Odpowiem tak: nam tego czegoś zabrakło więcej niż przeciwnikowi. W meczu na tym poziomie bardzo trudno jest odwrócić wynik, gdy przegrywasz. Mieliśmy szansę na wygranie pierwszego seta i przeoczyliśmy to. Zespół Asseco Resovii dzięki temu zyskał oddech. Takie sytuacje to część gry. Finał jednak rozegrany został w elektryzujących pięciu meczach. To dla mnie wystarczający dowód by stwierdzić, że spotkały się w nim dwie najlepsze drużyny w lidze.Co było dla pana najważniejsze w minionym sezonie? - Z całą pewnością szczęście kibiców siatkówki. Pracowałem dla nich, moim zadaniem było dawanie im radości i pasji, gdy pojawiali się na hali. Czuję, że zostawiłem tym wszystkim ludziom kawałek mojego serca. Był pan z pewnością jednym z faworytów kibiców zespołu z Kędzierzyna-Koźla. W Brazylii siatkówka ma wielu fanów? - Tak, choć nie tylu co w Polsce! Siatkówka w waszym kraju jest jak piłka nożna w Brazylii! Nigdy nie widziałem, by ktoś tak bardzo żył tym sportem, jak kibice w Polsce. Siatkówka to nie tylko kibice, to również zespół. Jak się pan czuł w kędzierzyńskiej ekipie? - ZAKSA jest zupełnie wyjątkowa. Z całą pewnością jednak zespół, złożony z tych samych graczy, nie byłby taki sam bez wspaniałego personelu! Począwszy od Daniela Castellaniego. To, jak on pracuje, jest po prostu nieprawdopodobne. Nie jest tylko trenerem od techniki i taktyki. Poświęca indywidualnie czas dla każdego pojedynczego gracza i jego problemu. Traktuje zawodnika jak człowieka, a nie tylko jak "maszynę na polu wojny". To rzadkie. Fenomenalnie pracowali też z nami trenerzy przygotowania fizycznego - Eduardo Romero i Piotr Pietrzak. Fizjoterapeuci również byli jednymi z najlepszych, jeśli nie najlepszymi, z jakimi pracowałem. Byli niesamowici, przejmowali się każdym bólem mięśni - nie tylko przed meczem, ale w każdym dniu pracy. Natomiast prezes Sabina Nowosielska robiła wszystko, co można sobie tylko wyobrazić, by zadbać o dobro zespołu. Była jedną z osób, które sprawiły, że nasze sportowe marzenia i plany stały się możliwe do realizacji.Jakie ma pan teraz zawodowe plany? Zostanie pan w ZAKSIE, czy przyjmie inne propozycje, które zapewne się pojawiły? - Mam kilka propozycji, ale najważniejsze jest teraz dla mnie to, co zrobi Daniel Castellani. Pójdę za nim, bo jest dla mnie bardzo ważną częścią mojej kariery. Miałem już kilka spotkań z prezes Sabiną Nowosielską, ona zdaje sobie sprawę z sytuacji. Umówiliśmy się jednak, że przed ewentualnym podpisaniem jakiejkolwiek umowy będziemy mieli ostateczne spotkanie po to, by porozmawiać o moim pozostaniu w klubie. Gdzie i jak zamierza pan teraz odpocząć? - Przed wakacjami mam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia z moim menedżerem w Brazylii. Muszę też zadbać o moje kolano. Potem planuję tydzień wakacji na jakiejś ładnej plaży. Odwiedzę też moją siostrę, która mieszka w Miami i udam się na jakąś rajską wyspę. Może ktoś chce do mnie dołączyć? (śmiech).