Na brak emocji w dotychczasowej rywalizacji między Resovią i ZAKS-ą kibice nie mogą narzekać. Przygnębieni mogą być fani drużyny z Kędzierzyna-Koźla, bowiem ich ulubieńcy byli o krok od upragnionego finału. Wygrali dwa pierwsze spotkania na Podkarpaciu, a w kolejnym - u siebie - prowadzili już 2:0. Mistrzowie Polski, którzy w pierwszym meczu stracili kapitana Oliega Achrema (zerwał więzadło krzyżowe w lewym kolanie), wyszli jednak obronną ręką z tej trudnej sytuacji. Rozstrzygnęli na swoją korzyść zarówno to, jak i następne spotkanie. Tym samym zapewnili sobie powrót na decydujący pojedynek do własnej hali. W meczu numer cztery kłopoty zdrowotne dały o sobie znać w ekipie prowadzonej przez trenera Sebastiana Świderskiego. Srebrni medaliści poprzedniego sezonu wystąpili bez podstawowego libero Piotra Gacka (zastąpił go przyjmujący Michał Ruciak). - Niestety, mamy problemy zdrowotne. Ale rywale pokazali nam, że mimo swoich podobnych kłopotów potrafią wygrywać. Musimy więc wziąć z nich przykład - podkreślił Świderski. Libero rzeszowian Krzysztof Ignaczak nie ukrywał zadowolenia z postawy swojego zespołu. "Nie lekceważ serca mistrza, a jak widać mamy je wielkie. Taką Resovię chcę zobaczyć w piątym meczu. O doping się nie martwię" - napisał na swoim blogu. Rzeszowianie marzą o powtórce rozstrzygnięcia z rywalizacji o brązowy medal z ekipą z Kędzierzyna w sezonie 2009/10. Wówczas także przegrali dwa pierwsze spotkania na wyjeździe, a w kolejnym rywale prowadzili 2:0. W trzeciej partii tego pojedynku ekipie gości brakowało dwóch punktów do zapewnienia sobie trzeciej lokaty w lidze (23:17). Jednak Resovia wygrała to spotkanie 3:2, potem dwa kolejne i całe zmagania o miejsce na najniższym stopniu podium.