Mogło być lepiej. Tak przekonuje sam 25-letni napastnik. Gdyby udało się strzelić trzy bramki więcej, byłaby okrągła 20-tka. Ładna liczba. Gdyby pokonał w końcówce meczu z Liverpoolem Alissona Beckera, w fazie grupowej Ligi Mistrzów, zdobywca najważniejszego trofeum byłby za burtą już jesienią. - Mogłem zagrać inaczej, ale on dobrze skrócił kąt - wspomina. Jest jeszcze jedno gdyby... Gdyby nie ciężkie kontuzje zerwania więzadeł krzyżowych... Gdyby nie one, ta kariera potoczyłaby się inaczej. Wtedy wychowanek Rozwoju Katowice nie musiałby czekać tak długo na tak dobry sezon. - Kontuzje trochę zahamowały mój rozwój. Nie chcę się nad tym rozczulać. Było, minęło - mówi krótko. Ancelotti uspokaja Liczy się to, co teraz. Pewne miejsce w składzie w zespole Napoli, wicemistrzostwo Włoch. Jednym słowem - odrodzenie. - Cieszę się, że rozegrałem dobry sezon. Uważam, że po dwóch kontuzjach, które miałem, nie każdemu by się to udało. Szczególnie ta końcówka mogła być bardziej skuteczna z mojej strony. Inaczej byśmy rozmawiali, gdybym miał trzy bramki więcej. Zagrałem cały sezon, rozwinąłem się - przekonuje Milik. W tym rozwoju bardzo pomógł mu utytułowany trener Napoli Carlo Ancelotti. - Dzięki niemu zachowuję duży spokój przed meczami i w trakcie treningów. On nie jest osobą, która krzyczy, biega, a i tak nasz profesjonalizm sprawia, że robimy na zajęciach i meczach to samo co u trenera, który krzyczy. Jeżeli jest coś źle, słabo zagramy połowę, to wejdzie do szatni i krzyknie - opowiada polski napastnik. - Za Ancelottiego mamy trochę więcej improwizacji z przodu. Taka taktyka powoduje, że znajduję więcej luzu na boisku - dodaje. Napoli nie udało się jednak nawiązać w tym roku walki o mistrzostwo Włoch z Juventusem Turyn. Na koniec rozgrywek Serie A strata wyniosła 11 punktów. W poprzednim sezonie było też drugie miejsce, ale tylko cztery punkty straty. - Przegraliśmy drugie spotkanie z Juve na wyjeździe i ta różnica się powiększała. Zdawaliśmy sobie wtedy sprawę, że będzie ciężko, ale ten zawód wymaga, żebyśmy z wielkim zaangażowaniem przystępowali do każdego meczu. Mamy drugie miejsce. To nie jest złe - mówi Milik. Czy uda się w końcu przełamać hegemonię Juventusu? 25-letni napastnik wierzy, że wielką rolę w tych rozgrywkach odgrywa budżet, transfery, ale zapowiada, że Napoli znów będzie gonić Juve. "Dziewiątka" czy "dziesiątka"? W reprezentacji Polski z Milikiem jest trochę podobnie jak z Napoli w Serie A. W hierarchii napastników jest "wiecznie" drugi za Robertem Lewandowskim, teraz po wybuchu formy Krzysztofa Piątka może nawet trzeci. Z tego też wynika, jakie ma zadania na boisku. Raz gra jako "9", raz jako "10". Raz musi przejmować więcej zadań defensywnych, innym razem grać bliżej bramki. - W innych strefach boiska pokazuję się, gdy jestem na pozycji nr 9, w innych strefach, gdy gram jako nr 10. Jest wtedy inaczej. To nie znaczy, że z tego powodu gram słabszy mecz - tłumaczy. Przytacza przykład meczu z Austrią, gdy właśnie musiał zagrać niżej, był mniej widoczny, przez co spotkał się z ostrą krytyką. - Nie mogę patrzeć na wymagania innych, skupiać się na tym, czego wy dziennikarze oczekujecie, czego oczekują kibice. Te wymagania zawsze będą wielkie nawet wtedy, gdy gra się po kontuzji - zauważa. Przed meczami z Macedonią Północną i Izraelem oczekiwania też są spore - zdobyć punkty w tych meczach. Milik przestrzega przed nadmiernym optymizmem. - Nie są to zespoły z wielkimi nazwiskami, jak Hiszpania, jak Włochy. Ale czy to będą łatwe mecze? To się okaże. Jesteśmy zespołem, który jeśli nie zagra na 100 procent możliwości, może z każdym przegrać - zapowiada. Olgierd Kwiatkowski