Gdy jesienią 2012 roku ktoś krytykował publicznie Bońka mógł śmiało udać się do psychiatry, bo to znaczyło, że jest z nim coś nie tak. Dzisiaj takie ataki stały się ostatnim krzykiem mody. Czym podpadł prezes? Ostatnio największym problemem polskiej piłki stała się reklama bukmacherska jej prezesa. Argument o tym, że namawianie do hazardu jest niemoralne lansować można w przedszkolu, bo to oczywistość i rzecz jasna byłoby lepiej, aby Zbigniew Boniek był ambasadorem marki legalnej w naszym kraju. Poza tym, że od strony prawnej Boniek jest czysty (prawa do wizerunku sprzedał jako obywatel Włoch, a tam ów bukmacher jest legalny) jest też druga strona medalu. Boniek współpracuje z firmą bukmacherską już z dziesięć lat i - kandydując na prezesa PZPN-u - ani razu się nie zająknął nawet, że tę lukratywną dla siebie współpracę zerwie. Reklama, która dwa lata temu nikogo nie kłuła w oczy Gdy w październiku 2012 roku w cuglach wygrał wybory, media zgodnie, ponad podziałami, przyjęły to z euforią. Nie było żadnego głosu krytycznego w stylu np. "oto ja, najważniejszy krytyk piłkarski w kraju protestuję, bo piłką będzie rządził facet, który reklamuje bukmachera, nielegalnego w dodatku, a to rodzi konflikt interesów (Boniek jako prezes musi karać za zabawę w hazard sędziów, czy piłkarzy, a sam w reklamie do niego namawia)." Musiały minąć dwa z okładem lata, by poważna gazeta zaczęła nagonkę na człowieka, który po raz drugi w życiu ratuje polską piłkę. Co takiego się stało przez te dwa lata? Zaczęła wygrywać reprezentacja, a furorę zaczęli robić Lewandowski, za którym kroczy Milik i argument "polska piłka leży na łopatkach" przestał się dobrze sprzedawać? Trzeba znaleźć inny punkt zaczepienia? Gazeta, której wydawca niedawno zastawił swą siedzibę (dla pieniędzy), próbuje mnie teraz przekonać, że dla pracującego ZA DARMO Bońka liczy się tylko mamona. Kolejny argument krytyków "Zibiego" - nie uratował szkolenia, nie założył akademii piłkarskich, jakie stworzyli Niemcy. Nasi sąsiedzi na stworzenie systemu wyławiania talentów i siatki akademii piłkarskich w ciągu 10 lat wydali blisko 700 mln euro - przy olbrzymim wsparciu państwa - i choć przyniosło to imponujące efekty (wychowankowie akademii zdominowali Bundesligę i reprezentację, która wywalczyła mistrzostwo świata), to nawet oni nie wychowali napastnika klasy Lewandowskiego. Nie doczekali się takiego asa także Anglicy, czy Hiszpanie, którzy na szkolenie łożą krocie. Bońkowi czasu i środków wystarczyło na stworzenie Letniej Akademii Młodych Orłów, która obejmuje szkoleniem 160 piłkarzy z roczników 2002 i 2003. Z każdym rokiem będzie dochodził kolejny rocznik, więc ta grupa będzie się rozszerzać. Ktoś powie, że w porównaniu do Niemców, którzy w 366 akademiach prowadzonych przez DFB i 36 utrzymywanych przez zawodowe kluby, szlifują dziesiątki tysięcy zawodników, to kropla w morzu potrzeb. Ale lepsza ona niż nic. Przed nastaniem Bońka żaden z prezesów nie pochylił się nad tym problemem. Naprawdę nie ma różnicy między Bońkiem a Latą? Kolejny cios w Bońka: - działalność PZPN sprowadza się głównie do PR-u. Owszem, rzadko która federacja ma tak sprawnie działający kanał "Łączy nas piłka" i internetową telewizję z ciekawymi filmikami, promującymi reprezentację Polski, ale czy to jest coś złego? Poza tym, mało skuteczny ten szef Departamentu Komunikacji i Mediów Janusz Basałaj, skoro człowiek światły, poseł, menedżer Lewandowskiego, ale też Rafała Wolskiego - Cezary Kucharski oświadczył ostatnio w wywiadzie dla "Polska The Times": "Nie widzę różnicy między Bońkiem a Latą. Przecież Boniek wcale nie porusza się i nie mówi lepiej niż jego poprzednik. Inne jest po prostu podejście mediów. Latę pokazywaliście zawsze w złym świetle." Zastanawiam się, czy to jest jeszcze krytyka, czy już nihilizm i negacja wszystkiego, co "Zibi" dokona. Powód? W wyborach 2012 Cezary Kucharski kierował kampanią Romana Koseckiego, który jest dzisiaj w zarządzie Bońka. Kucharski od początku pozostał w opozycji. Tak tylko dla odświeżenia pamięci, jedno z publicznych wystąpień Laty: Ostatnio krytykom "Zibiego" zaczęło przeszkadzać, że forsuje zmiany w statucie, które mają wzmocnić jego pozycję. A co, powinien zabiegać o jej osłabienie? Czy wzmocnienie pozycji prezesa-reformatora kosztem baronów z regionalnych związków, z których gros to hamulcowi, jest z korzyścią, czy ze szkodą dla polskiej piłki? Trudno odeprzeć wrażenie, że bardzo szybko zapomnieliśmy o tym, jak wyglądała polska piłka przed Bońkiem. Reprezentanci uchodzili za synonim nieudaczników ("Gdyby nie San Marino, nie wygraliby meczu"), reprezentacja - za obiekt największych kpin, stadiony na meczach kadry świeciły pustkami, a prezes musiał ukrywać się za wysoko podniesionym kołnierzem i przyciemnianymi okularami. Było beznadziejnie. Wyprawa prezesa Laty, do RPA, zakończyła się skandalicznym sprzedaniem praw marketingowych firmie Sportfive na 10 lat, czyli nie tylko Boniek, ale też kolejny prezes nie będzie mógł z tym nic zrobić. Leo Beenhakkera Lato zwolnił za autokarem, a wcześniej zakomunikował to przed kamerami telewidzom, zrobił zamach na Orła Białego na koszulce piłkarzy (Polska krzyczała: "Gdzie jest Orzeł?"). Media czarował konkursem na wybór selekcjonera ("Negocjujemy z Bertim Vogtsem" - zapowiadał), a dopuścił do tego, by Antoni Piechniczek wyjął z teczki Waldemara Fornalika. Mało tego, obaj panowie - Lato i Piechniczek najpierw ogłosili publicznie nazwisko selekcjonera, choć nie porozumieli się z nim w sprawie zarobków. Efekt? Później musieli przystać na horrendalne żądania Fornalika. Przez ponad dwa lata Boniek mylił się pewnie nieraz, ale czy popełnił choć jeden błąd tego kalibru? Każdy pewnie ułożyłby inaczej niektóre sprawy, ale nie o jednomyślność tu chodzi, tylko o trzeźwy rozsądek. Uważałem, że "Zibi" myli się, pozwalając na dalszą pracę Fornalika po porażce z Ukrainą w Warszawie, gdy szanse na awans na MŚ w Brazylii nie były jeszcze pogrzebane i wyraźnie o tym pisałem. Prezes uznał jednak, że podpisanych umów trzeba dotrzymać i otworzył parasol ochronny nad atakowanym w mediach selekcjonerem. Po klapie akcji "Fornalik" sądziłem, że Boniek powinien powierzyć stery kadry uznanemu zagranicznemu fachowcowi, ale tym razem to ja się myliłem. - Nie mam kompleksów, polski trener będzie najlepszy, zna piłkarzy i praca z kadrą będzie dla niego największym wyzwaniem w życiu, a nie kolejnym przystankiem w karierze - uparł się "Zibi" i postawił na Adama Nawałkę. Dalszy ciąg tej historii znacie, jest na tyle świeża, że nie trzeba jej powtarzać. Fakty, to najlepsza obrona Bońka Obawiam się, że ci, którzy próbują udowodnić Bońkowi, że jest wielbłądem zapominają o kilku gołych faktach: - przed nastaniem obecnego prezesa Stadion Narodowy był twierdzą nie do zdobycia dla polskiej piłki klubowej, a minister sportu pytała, kto wymyślił, że w meczu o Superpuchar muszą się zmierzyć nielubiące się Wisła z Legią. "Zibi" załatwił umowę, na mocy której finał Pucharu Polski, 2 maja, odbywa się i będzie się odbywał na najlepszym stadionie w kraju; - dobre kontakty w UEFA Zbigniewa Bońka skutkowały organizacją na Narodowym tegorocznego finału Ligi Europejskiej (pierwszego, którego zwycięzca trafi do Ligi Mistrzów) i ME U-21 w 2017 roku; - dzięki nowej umowie z UEFA, "Zibi" zwiększył dochody PZPN-u z 17 do 26 mln euro; - z PZPN-u stworzył najlepiej funkcjonującą w polskim sporcie korporację, w której nie ma skandali, afer, jest za to spory plus na koncie; - poprawił wizerunek piłki nie tylko dzięki sprawnie działającej ekipie dyrektora Basałaja, ale przede wszystkim dzięki swoim, pełnym błysku i ciekawym wystąpieniom. W każdym medium, na czele z Twitterem. To nie przypadek, że śledzi go aż 163 tys. internautów. Dla porównania, najlepszy polski piłkarz - Robert Lewandowski ma niespełna 37 tys. obserwujących na TT. Wobec tych faktów, tak po ludzku szkoda mi Bońka po tych - w większości - niesprawiedliwych atakach. "Zibi" to legenda naszej piłki. Jego gole i rajdy poprowadziły nas po medal na MŚ w 1982 r. Teraz znowu strzela dla nas gole, ale takie, które mają zupełnie inny wymiar i korzyści z nich odczuwamy dłużej, niż przez 90 minut meczu. Ratuje futbol, wykorzystując swą klasę, doświadczenie, wiedzę i kontakty. - Spłacam dług wobec polskiej piłki, bo wszystko, co osiągnąłem w życiu zawdzięczam jej - powiedział mi, gdy po długich wahaniach zdecydował się kandydować. "Tak dzisiaj tu została zabita prawda, jacyś ludzie wyrzucili ją do ubikacji" Obiecał pracować za darmo, tak też robi. I w zamian słyszy, że "dla niego liczy się tylko pieniądz" (jakby cały świat kierował się dobrym sercem), czy że "piłki nie uratuje twittami". Dla jednych ataki na Bońka to wyraz odwagi, dla innych przedbiegi przed kampanią wyborczą 2016 roku. Całe szczęście, że jedni i drudzy prawdziwych, nie wydumanych, argumentów do krytyki mają jak na lekarstwo. Obawiam się, że jeszcze trochę, a staniemy się jak nasi koledzy parający się polityką. Jedni są bezapelacyjnie za rządem, a drudzy bezwarunkowo przeciw. A prawda leży zbrukana, jak demokracja w piosence Kazika ("Tak dzisiaj tu została zabita demokracja, jacyś ludzie wyrzucili ją do ubikacji").