Wprowadzona przez hegemonów z Hiszpanii światowa moda na futbol kombinacyjny, kompletnie nie pasuje do wielu nacji. Własnej wersji tiki taki mogą próbować Włosi, czy Niemcy, bo tam średnia wyszkolenia piłkarzy jest na najwyższym poziomie. Kiedy za rozgrywanie piłki w ataku pozycyjnym biorą się Polacy, często wygląda to na parodię. Tak jak wczoraj, w meczu z Mołdawią. Aż strach pomyśleć, co stałoby się, gdyby przy upadku Łukasza Piszczka w polu karnym arbiter nie doszukał się jedenastki.Wolno, przewidywalnie, nieporadnie i bez błysku - tak grają w ataku pozycyjnym Polacy. W tym boiskowym galimatiasie nikną gdzieś nawet ujawniające się w klubach zalety poszczególnych graczy. Nikt nie zaryzykuje tezy, że trio z Dortmundu nie ma pojęcia o grze na wysokim poziomie, ale ich atutów nie starcza do zapanowania nad chaosem w drużynie narodowej. Waldemar Fornalik musi w przyspieszonym tempie znaleźć rozwiązanie zagadki: dlaczego tak wielu reprezentantów kraju nie daje zespołowi tego co potrafi? Odrębną rzeczą jest to, co jest polskim piłkarzom obce. Na przykład szybkie, nieprzewidywalne rozegranie piłki w tłoku. Słaba gra w ataku pozycyjnym to żadna tajemnica. Ten stan trwa na tyle długo, że można się było przyzwyczaić. Do gry błyskotliwej, na małej przestrzeni potrzebny jest kunszt techniczny, w polskim szkoleniu przez lata totalnie zaniedbany. Mam wrażenie, że drużyna narodowa próbuje wchodzić w obcą skórę, w której większość polskich piłkarzy fatalnie się czuje. Upór, by stosować zbyt często atak kombinacyjny, szkodzi drużynie. Niech reprezentanci Polski robią na boisku to, co umieją najlepiej. Czyli skupią się na defensywie, zagęszczą przestrzeń pod swoją bramką i jak najczęściej biegają do kontry. Gdy trzeba rozegrać piłkę, najlepiej robić to skrzydłami, tam jest miejsce na wykorzystanie szybkości. Po hiszpańsku niech grają Hiszpanie. Polacy powinni robić na boisku to, co leży w ich naturze i na co pozwalają wątłe umiejętności. Czyli szybka i jak najprostsza gra w ataku oraz heroiczna walka w defensywie. Okazja jest znakomita, bo przecież faworytami grupy H są Anglicy i Ukraińcy. Niech oni męczą się w ataku kombinacyjnym, kadra Polski powinna grać jak najprościej. Wrażenia estetyczne z wczorajszego meczu są bez znaczenia. Do eliminacji staje się nie po to, by olśniewać, ale wyrywać rywalom punkty z gardła. W tym sensie Polacy swoje zadanie wykonali we Wrocławiu w 100 procentach. Wróćmy jeszcze raz do przykładu Hiszpanów. Kandydat na drużynę wszech czasów wydarł wczoraj zwycięstwo w Gruzji w 84. minucie. Przy 80-procentowym posiadaniu piłki nie potrafił zrobić nic, bo skromniutki rywal zamurował bramkę. Niech Polacy w meczach z Anglikami i Ukraińcami robią to samo, co Gruzini! W kwalifikacjach do mundialu wszystkie chwyty są dozwolone, liczą się wyłącznie bilety do Brazylii. Tymczasem mam wrażenie, że wciąż mamy (kibice i piłkarze) zbyt dużo pychy. Jakoś trudno nam pogodzić się z rolą odpowiednią do potencjału. Oglądamy się na Hiszpanów, Holendrów, czy Anglików, co jest przyjemne, ale szkodliwe. Powinniśmy patrzeć raczej na Gruzinów, bo to przecież oni są na podobnym poziomie co piłkarze znad Wisły. Zejść z obłoków i stanąć na ziemi powinniśmy wszyscy. Także kibice wciąż mający wymagania mocarstwowe. Miejsca Polski w futbolowej hierarchii, już dawno przestała wyznaczać świetlana przeszłość. Nie ma sensu rozpamiętywać dokonań drużyn Górskiego i Pechniczka, bo dzisiejsi reprezentanci Polski nie mają z tamtymi nic wspólnego. Polska to teraz kropeczka na futbolowej mapie Europy, miejsce zacofane, pod świetlanym przewodnictwem mózgów pezetpeenowskich. By ruszyć do przodu trzeba zdać sobie sprawę ze swojego miejsca. Inaczej rozbite sny o potędze, takie jak ten z Euro 2012, będą nas nękały w nieskończoność. <a href="http://www.dariuszwolowski.blog.interia.pl/?id=2383509">Dyskutuj o artykule z Darkiem Wołowskim</a> <a href="http://www.dariuszwolowski.blog.interia.pl/?id=2383509"></a>