Kolejny raz w trwających eliminacjach okazało się, że szczęście sprzyja Pawłowi Janasowi i jego ekipie. Przed wyjazdem do Baku wszyscy kadrowicze obawiali się upału, w jakim przyjdzie im zmierzyć się z Azerami. Tymczasem na stadionie imienia Tofika Bahramova pogoda była sprzymierzeńcem kadrowiczów Janasa, gdyż w sobotę podczas meczu wiał chłodny wiatr. Poruszanie się po boisku nie sprawiało polskim zawodnikom żadnych problemów z oddychaniem, których bał się np. Mirek Szymkowiak. Tak więc szczęście jeszcze raz dopisało Janasowi i jego zawodnikom, ale ono podobno sprzyja lepszym... Atmosfera podczas meczu była bardzo napięta. Kilka godzin przed pierwszym gwizdkiem sędziego, na ulicach Baku odbyła się manifestacja bezrobotnych i władze obawiały się zamieszek na trybunach. Ciekawostką jest to, że trybuny stadionu z lotu ptaka tworzą literę C (rosyjskie S) - oczywiście na cześć Józefa Stalina, za którego rządów powstał stadion. Mimo 12 lat od odzyskania niepodległości w Azerbejdżanie na każdym kroku można zobaczyć elementy polityki ZSRR. Kto ma choć odrobinę władzy "stara się", by utrudnić życie lub wykonywanie obowiązków służbowych. Rozstawieni wokół stadionu żołnierze miejscowej armii, nie chcieli i nie potrafili zrozumieć, że fotoreporterzy muszą wejść na bieżnię okalającą stadion. Ochroniarze i zgromadzona przed budynkiem policja robili wszystko, aby polscy dziennikarze nie dostali się na konferencję prasową. Byłem jednym z nielicznych szczęściarzy, którzy dzięki ofiarnej interwencji rzecznika PZPN Michała Kocięby, mogli wysłuchać podsumowania meczu przez obu trenerów. Przy drzwiach budynku stadionowego toczyła się bitwa między miejscowymi dziennikarzami o wstęp konferencję. Między latającymi w powietrzu pięściami rzecznik związku robił co mógł, aby - z dzikiego tłumu wściekłych Azerów - wyłowić polskich dziennikarzy i wprowadzić ich na spotkanie z trenerami. Również zasiadający na stadionie kibice reagowali bardzo emocjonalnie nie tylko na decyzje sędziego, ale również na zachowanie trenera Carlosa Alberto Torresa. Przez większą część meczu Azerowie wyrażali dezaprobatę dla brazylijskiego szkoleniowca, który na konferencji prasowej nerwowo tłumaczył się miejscowym dziennikarzom. Każda niekorzystna decyzją sędziego głównego lub sygnalizacja spalonego przez arbitra liniowego sprawiała, że z trybun leciały w ich stronę plastikowe butelki. Co ciekawe, ani policja ani wojsko nie reagowali na takie zachowanie kibiców. Oni mieli tylko pilnować, aby nikt nie dostał się na boisko. Mimo tak licznej obstawy jeden z kibiców wbiegł w drugiej połowie na murawę, co nie najlepiej świadczy o skuteczność armii azerskiej. Atmosferę zaostrzyła jeszcze sytuacja z drugiej części meczu, w której trener Torres trącił pięścią w twarz sędziego technicznego. Jak później tłumaczył, arbiter nazwał go "sk....", a na to słynny były piłkarz już sobie nie mógł pozwolić... Po meczu pięści poleciały również w kierunku władz federacji piłkarskiej Azerów. Oberwało się również prezesowi tamtejszego związku, którego najpierw poturbowali kibice, a później złożyli mu wizytę przedstawiciele rządu, którzy w ostrych słowach domagali się wyjaśnień w związku z niewystarczającym zabezpieczeniem imprezy. Na szczęście gorąca atmosfera ze stadionu nie przeniosła się sobotniego wieczoru na ulice Baku. Dwie godziny po meczu, miasto zapadło w sen i słychać było tylko taksówkarzy, którzy na pustych ulicach urządzali sobie wyścigi, oczywiście ładami... <a href="http://sport.interia.pl/gal?galId=5026&tytulGal=Za%20kulisami%20meczu%20w%20Baku">Zobacz galerię zdjęć azerskich kibiców.</a>