Miesiąc wcześniej naturalizowany Roger Guerreiro, 35-letni Jacek Bąk czy Łukasz Garguła z GKS-u Bełchatów - to trzej piłkarze z reprezentacji Polski na Euro 2008. Smaczków było jednak więcej, bo do Austrii i Szwajcarii pojechaliśmy z bodaj najsłabszą kadrą w historii naszych występów w dużych turniejach. Jak to się skończyło, kibice reprezentacji Polski doskonale pamiętają. W meczu otwarcia "Biało-czerwoni" przegrali z Niemcami 0-2, później po pamiętnym rzucie karnym w 93. minucie zremisowali z Austrią 1-1, a na koniec przegrali z Chorwacją 0-1. Szybkie trzy spotkania i samolot do Polski. Z perspektywy czasu wydaje się, że była to kadra skazana na klęskę. W ostatniej chwili wypadł z niej Jakub Błaszczykowski, a jego miejsce zajął ściągnięty z wakacji Łukasz Piszczek (jeszcze napastnik lub skrzydłowy). Dużych nazwisk, a przy nich wielkich klubów próżno było szukać. Wśród wybrańców Leo Beenhakkera był m.in. Tomasz Zahorski z Górnika Zabrze. Wydawało się, że przeciętny piłkarz z Ekstraklasy. Holender dostrzegł w nim jednak błysk. Coś, czego nie widzieli trenerzy klubowi czy wcześniejsi selekcjonerzy. I Zahorski pojechał na Euro. Dostał szansę w meczu z Chorwacją. Przez 22 minuty biegania po boisku w Klagenfurcie nie zapadł w pamięci niczym szczególnym. Dostał jedynie żółtą kartkę. Wpis w CV miał jednak imponujący - "uczestnik Euro 2008". Kariera napastnika miała nabrać rozpędu i Zahorski lada dzień miał się stać kluczowym zawodnikiem kadry, a później wyjechać do dobrego klubu na Zachodzie. U Beenhakkera zagrał jeszcze trzy razy (łącznie w kadrze ma 13 meczów i dwa gole) i słuch po nim zaginął. Po turnieju 25-letni Zahorski szukał szczęścia w 2. Bundeslidze (MSV Duisburg) czy USA (San Antonio Scorpions i Charlotte Independence). Ale tak jak wcześniej - nie zachwycał. Teraz wraca do Polski. Żaden poważny klub nie był jednak zainteresowany usługami piłkarza, który dodatkowo coraz częściej przesiaduje w gabinetach lekarzy niż na boisku. Rękę wyciągnął do niego GKS Katowice - 8. zespół I ligi. Zahorski podpisał kontrakt na pół roku, a jeśli się sprawdzi, zostanie na Śląsku dłużej. To tylko jeden z przykładów piłkarzy z tamtej kadry, którzy mieli prezentować osławiony "international level", ale się nie sprawdzili. Niekwestionowanym liderem naszego zespołu podczas turnieju był Artur Boruc, wówczas bramkarz Celticu Glasgow. Lata mijają, a ten zawodnik wciąż utrzymuje się w reprezentacji i ciągle gra w poważnych klubach. Po Szkotach przyszedł czas na włoską Fiorentinę, a później angielskie Southampton, a teraz Bournemouth. Dobrze wiedzie się też jego zmiennikowi - Łukaszowi Fabiańskiemu, który Arsenal zamienił na Swansea. Obaj wciąż walczą o bluzę z numerem jeden w kadrze i prawdopodobnie pojadą na Euro do Francji. Łukasz Piszczek został przesunięty z ofensywy do obrony i stał się jednym z najlepszych defensorów w Bundeslidze. Wciąż stanowi o sile kadry. Jedynym graczem, który osiem lat temu znaczył niewiele, a teraz jego wartość wyraźnie wzrosła, jest Michał Pazdan. Co do niego, Beenhakker się nie pomylił. Po kilku latach spędzonych w Zabrzu i Białymstoku piłkarz trafił do Legii Warszawa, skąd jest zdecydowanie bliżej do reprezentacji Polski. W ostatnich meczach eliminacyjnych Pazdan był już podstawowym stoperem i może być niemal pewny wyjazdu do Francji. Szansę na kolejne Euro ma jeszcze tylko Jakub Wawrzyniak z Lechii Gdańsk. I to by było na tyle. Fakty są takie, że po ośmiu latach, w reprezentacji Polski wciąż gra jedynie pięciu zawodników z tamtej kadry. Siedmiu kolejnych już zakończyło kariery. Wojciech Kowalewski szkoli młodzież w Suwałkach, Jacek Bąk osiadł w rodzinnym Lublinie, Mariusz Jop jest trenerem młodzieży w Krakowie, Michał Żewłakow został dyrektorem sportowym Legii, Mariusz Lewandowski na stałe zamieszkał w Dubaju, Jacek Krzynówek pracuje w GKS-ie Bełchatów, Maciej Żurawski wciąż trzyma się blisko Wisły Kraków, a Euzebiusz Smolarek poszedł w ślady ojca i trenował młodzież w Feyenoordzie Rotterdam. CZYTAJ DALEJ!