Początkowo sam fakt kandydowania na prezesa PZPN-u Józefa Wojciechowskiego, czyli człowieka od kilku lat trzymającego się z dala od polskiej piłki, uznawałem za kiepski żart. Tym bardziej, że milioner aż do dziś, w przekonywujący sposób nikomu nie wyjaśnił, co nim tak naprawdę powoduje. Po kilku tygodniach dochodzę jednak do wniosku, że stało się wręcz świetnie: pojawienie się zamożnego Wojciechowski, który temu obieca sponsoring, z tym (Stal Rzeszów) podpisze umowę o współpracy, a jeszcze z kimś innym zaplanuje wspólne inwestycje w nieruchomości, obnaża w środowisku podobne grzeszki, jakie u Bułhakowa imć Woland wybił w społeczeństwie Moskwy lat 30. XX wieku, gdy rozwijał się na dobre komunizm. Oto ktoś dał poparcie Wojciechowskiemu, by nazajutrz je wycofać, ktoś inny poparł go bez właściwej w takich przypadkach decyzji zarządu, a w pewnym wojewódzkim związku pojawił się generał od czołgów i agitował, by głosować za JW. Dziwnie zaczęła się zachowywać też Ekstraklasa SA. Pod przywództwem Macieja Wandzla, zażądała od nowego prezesa usadowienia w strukturach, w tym w Komisji Licencyjnej, swoich ludzi. Jakoś jej to nie przeszkadzało, że miałaby być sędzią we własnej sprawie. Kluby zażądały też utworzenia przez PZPN funduszu gwarancyjnego, takiej górki pieniędzy w kwocie minimum 50 mln zł. A gdy one przeinwestują, ściągając np. bezwartościowy szrot z zagranicy, bądź dając kontrakty, na które nie mają pokrycia, to wtedy dziury pokryje się z tej pzpn-owskej górki pieniędzy. Proste? Proste! Żyć, nie umierać. I prowadzić klub w Ekstraklasie. Gdy żądania Ekstraklasy zostały przez Interię opublikowane, a w ślad za nami pojawiły się na oficjalnej stronie ligi, powstała burza. Nazajutrz Ekstraklasa wycofała się z powyższych punktów. Przy okazji okazało się, że liga nie była jednomyślna. Cracovia, Lech, Lechia, Jagiellonia, Bruk-Bet Termalica i Zagłębie Lubin ani myślały firmować takich bredni. To prawda, Zbigniew Boniek na tyle sprawnie gospodarował związkiem, że na jego koncie jest znacznie większa rezerwa od tej, jaka została po Grzegorzu Lacie, mimo że poprzedni zarząd zbierał przecież owoce Euro 2012. Boniek inwestuje je długofalowo i trzyma też rezerwę na wypadek dekoniunktury. Te miliony są nęcące. Niektórych pewnie świerzbią ręce, by się do nich dorwać. Tak jak u Bułhakowa Alojzy Mogarycz był denuncjatorem, którego ukarała ekipa Wolanda, tak u Wojciechowskiego z roli donosicieli wywiązali się Cezary Kucharski i Radosław Majdan. Pospieszyli do ministra sportu Witolda Bańki z donosem, że Boniek nie mieszka w Polsce, nie płaci tu podatków, reklamuje nielegalnych bukmacherów, więc w ogóle nie powinien startować w wyborach. Dla obu Boniek jest największym złem polskiej piłki. Zwłaszcza Kucharski przekracza granice absurdu. Jego "konik", to hasło: "trzeba pomóc klubom w walce z kibolami". Hasło chwytliwe, ale fakty są przecież takie, że poza Legią Warszawa i to tylko w Lidze Mistrzów (na meczach Ekstraklasy ma spokój), gdzie 30 pseudokibiców grasowało podczas spotkania z Borussią Dortmund i kilkudziesięciu w różnych częściach Madrytu, inne kluby nie mają większych problemów z kibicami. Na stadionach panuje spokój, a gdy trybuny świecą pustkami, to dlatego, że produkt nie nadąża za atrakcyjnością opakowania, a nie dlatego, że ktoś się boi kibiców. Kucharski myśli pewnie, że ludzie szybko zapominają, więc warto odświeżyć niektórym pamięć. Przez osiem lat był posłem rządzącej partii, prywatnie kolegą najważniejszej osoby wówczas w państwie. Mógł zdziałać sporo, ale nie zrobił nic. Jak wyglądała walka z kibicami? Trzymanie w areszcie przez kilka miesięcy "Starucha" na podstawie barwnych zeznań narkomana, nie popartego żadnym materiałem dowodowym. Wojewodowie raz po raz stosowali odpowiedzialność zbiorową, zamykając trybuny i stadiony, bo takie płynęły wytyczne "góry". Jak wyglądało zabiegi o finansowanie sportu? "Miro" z "Rychem" spotkali się na cmentarzu, a później wprowadziliśmy tzw. ustawę antyhazardową. Jej skutki są takie, że ci co mają grać u internetowych "buków" i tak grają, z tą tylko różnicą, że zagraniczne zakłady nie mogą zostawiać części zysków w polskim sporcie, poprzez reklamowanie Wisły, Lecha, 1. ligi czy Pucharu Świata w skokach. Panie Czarku, gdyby pan zsumował straty, jakie poniosła polska piłka przez powyższe decyzje, to by pan zrozumiał, dlaczego czasem klub z Białorusi, czy Słowacji awansuje do Ligi Mistrzów, a my musimy na to czekać po 20 lat. Poza tym teraz to my mamy Legię w Champions League, a to Białorusini, Słowacy i Czesi na ten awans czekają. Pal sześć, gdyby Kucharskim kierowały czyste intencje - interes polskiej piłki. W tle jest jednak jego - delikatnie ujmując - niechęć, jeśli nie nienawiść do Bońka. Nie jest przecież tajemnicą, że Cezary Kucharski pozwał Zibiego za żartobliwego tweeta, zanosi się na długi proces. Nie jest też tajemnicą, że Kucharski przegrał z Bońkiem wybory cztery lata temu, gdy lansował Romana Koseckiego. Rewanżyzm?