Pan Stanisław, w latach 1961-1971, rozegrał 57 meczów w reprezentacji Polski, w której zdobył jednego gola. Brylował w lidze i w europejskich pucharach. W 1970 roku wystąpił w finale Pucharu Zdobywców Pucharów, gdzie w Wiedniu Górnik Zabrze uległ Manchesterowi City 1-2. Zdobył w tym meczu zresztą bramkę. Do dzisiaj, mimo prawie 80-lat, pracuje w "swoim" Górniku. Stanisława Oślizłę pytamy o ostatnie mecze "Biało-czerwonych" w eliminacjach mistrzostw świata z Kazachstanem (2-2) i Danią (3-2). - Strata bramek z Danią nie niosła ze sobą takich konsekwencji, jak z Kazachstanem, kiedy straciliśmy punkty. Na pewno da się odczuć to, że na boisku nie ma Michała Pazdana. Kiedy on grał, to łatał dziury i wszelkie niedostatki. Z drugiej strony trzeba też pamiętać, że obrona gra dobrze, kiedy może liczyć na wsparcie pomocy. Jeden, drugi czy trzeci raz można powstrzymać rywala, ale za czwartym razem popełni się już błąd i padnie bramka. Na boisku jest jak w życiu, błędy się zdarzają - zaznacza. Jak ocenia samobójcze trafienie Kamila Glika w sobotnim starciu z Duńczykami? - To były ułamki sekundy, żeby podjąć decyzję. Glik był tak ustawiony, że nie chciał piłki wybijać gdzieś w pole, a zdecydował się na zagranie jej do bramkarza. Moim zdaniem w tej sytuacji bramkarz powinien znajdować się w obrębie bramki, a nie wychodzić gdzieś do przodu. Nie zawsze da się przecież sprawdzić, jak jest ustawiony i w którym miejscu się znajduje. Zresztą obrońca jest jak saper - myli się tylko raz. Co innego pomocnik czy napastnik. On może wygrać czy przegrać jeden czy drugi pojedynek, nie wykorzystać sytuacji, a obrońca i bramkarz na błąd nie mogą sobie pozwolić - mówi był świetny środkowy defensor Górnika. Czy w przeszłości zdarzało mu się pokonywać swojego bramkarza? - Nie, nigdy nie trafiłem do swojej bramki - uśmiecha się pan Stanisław. - Tyle, że wtedy, to była inna gra. Można było zagrać do bramkarza, który mógł ją złapać, ale akurat takie zagrania nie stosowano zbyt często. Nie wymieniano też wielu podań ze swoimi współpartnerami z formacji obronnej. Gdyby tak było, to od razu odezwałyby się gwizdy na trybunach. Wtedy od raz trzeba było grać do przodu, atakować, tak, żeby zdobyć bramkę. Nie raz grałem też piłki za głowy obrońców rywala do rozpędzonego Włodka Lubańskiego. W ten sposób wykorzystywało się jego szybkość i potencjał - wspomina Stanisław Oślizło. Michał Zichlarz Zapraszamy na relację na żywo z meczu el. MŚ 2018 Polska - Armenia! Relację można również śledzić na urządzeniach mobilnych