Wojciech Łobodziński ma za sobą dwa mecze w kadrze, a teraz koncentruje się nad sobotnim starciem Zagłębia Lubin z Kolporterem/Koroną Kielce. INTERIA.PL: Mecz z Serbią chyba bardziej Panu wyszedł, niż ten z Belgią? Wojciech Łobodziński, prawoskrzydłowy reprezentacji Polski i Zagłębia Lubin: Chyba tak. Czułem się dobrze na boisku do 60. minuty. Później zabrakło sił. Ciężka murawa weszła nam w nogi do tego stopnia, że po meczu długo nie mogłem usnąć. Tak mnie bolały nogi. Nie zaskoczyło to Pana, że Serbowie, którzy walczyli o prolongowanie szans na awans przespali pierwszą połowę? Mają przecież w składzie znakomitych piłkarzy z wielkich klubów europejskich! - Serbowie są świetni technicznie, ale przecież murawa przeszkadzała im tak samo jak nam. Na pewno graliśmy na większym luzie - mieliśmy awans zapewniony, a wtedy łatwiej o dobre akcje. Oni nie mieli tego komfortu. Nieoczekiwanie remis w Belgradzie dał nam pierwsze miejsce w grupie! - Ale i tak po tym meczu zostaje lekki niedosyt. Mogliśmy przecież wygrać. Była sytuacja na 3:0. Faktycznie było tak, że Serbowie okłamywali was, że Finlandia przegrywa z Portugalią? - Tak, tak, tak! Podchodził do mnie Jovanović i mówił: "Finlandia prowadzi 1:0, dajcie na strzelić gola, wtedy razem awansujemy na Euro!". Jak Pan zareagował? - Troszeczkę się uśmiechnąłem i grałem dalej "swoje". Okrzyk - "Gramy u siebie!" z ust naszych kibiców na "Marakanie" nie był pustosłowiem. - Faktycznie, najechało się naszych fanów do Belgradu co niemiara. Zaskoczyło mnie to, że było ich więcej na stadionie, niż Serbów. Coś wspaniałego! Mieliśmy awans zapewniony, a kibice i tak przyjechali. Rozmawiał: Michał Białoński