<a href="http://sport.interia.pl/reprezentacja-polski/news-adam-nawalka-skompletowal-kadre-na-mecze-z-islandia-i-czecha,nId,1917349" target="_blank">Nawałka zaskoczył. Sprawdź kadrę na mecze z Islandią i Czechami - kliknij!</a> 12 października 2014 roku to dzień, który niejeden kibic reprezentacji Polski zapamięta do końca życia. Reprezentacja prowadzona przez Adama Nawałkę wygrała wówczas na Stadionie Narodowym z mistrzami świata - Niemcami - 2-0 i rozpoczęła marsz na mistrzostwa Europy 2016 we Francji. Ten dzień pamięta doskonale także Sebastian Mila. Występujący wówczas w Śląsku Wrocław zawodnik wszedł na murawę Narodowego w 77. minucie przy stanie 1-0, a jedenaście minut później pięknym mierzonym strzałem pokonał Manuela Neuera, rozstrzygając praktycznie losy spotkania. Po bramce Mila wpadł w prawdziwy szał radości. Nic dziwnego - nie dość, że pokonał najlepszego bramkarza na świecie, to jeszcze zagrał na nosie wszystkim krytykom, którzy twierdzili, że popularny "Roger" najlepsze czasy ma już za sobą. Jeszcze pół roku wcześniej sam Sebastian nie dawał jednak powodów, by uważać go za gracza, który może cokolwiek dać reprezentacji. Wydawało się, że jest już "po drugiej stronie góry". W Ekstraklasie w barwach Śląska radził sobie przeciętnie, stracił opaskę kapitana drużyny, w pewnym momencie miał ponad sześć kilogramów nadwagi. Zdołał się pozbierać, wrócił do niezłej dyspozycji. Jego postępy zauważył Adam Nawałka i niespodziewanie wysłał zawodnikowi powołanie do reprezentacji Polski. Eksperci początkowo pukali się w czoło, ale po meczach z Niemcami (bramka), Szkocją i Gruzją (kolejny gol) w końcówce ubiegłego roku nikt już nie wyobrażał sobie kadry bez Mili. W zimowym oknie transferowym rozgrywający zmienił klub. Za niemal 400 tysięcy euro przeniósł się do Lechii Gdańsk. Dla pochodzącego z Koszalina zawodnika było to spełnienie marzeń - Mila nigdy nie ukrywał swojego przywiązania do Lechii, w której występował jako junior, a także stawiał pierwsze kroki w dorosłej piłce. Paradoksalnie jednak transfer, który miał dać doświadczonemu zawodnikowi impuls do jeszcze lepszej gry, okazał się początkiem kłopotów reprezentanta Polski. W rundzie wiosennej ubiegłego sezonu Mila rozegrał 16 ligowych meczów, w których strzelił raptem dwa gole i zaliczył dwie asysty. Od początku obecnego sezonu zawodnik radzi sobie jeszcze gorzej. Zagrał do tej pory w dziewięciu meczach (łącznie 483 minuty), nie strzelił ani jednego gola, nie ma też na swoim koncie asyst. Odkąd na początku września zespół z Gdańska przejął Niemiec Thomas von Heesen, Mila poszedł w odstawkę. W Ekstraklasie Pojawił się na boisku trzy razy - uzbierał raptem 35 minut gry. Adam Nawałka nadal jednak ufa zawodnikowi Lechii. Powołuje go na każde zgrupowanie, wysłał mu nominację także na listopadowe mecze towarzyskie z Islandią (13 listopada) i Czechami (17 listopada). Mila rewanżuje się selekcjonerowi bezgraniczną lojalnością. Pomocnik Lechii to jeden z najbardziej oddanych żołnierzy Nawałki i dobry duch reprezentacji. Na każdym kroku podkreśla, że gra w kadrze to dla niego wielki zaszczyt i nawet jako rezerwowy będzie dawał z siebie wszystko. Kłopot w tym, że zawodnik Lechii jest daleki od optymalnej formy i trudno podejrzewać, żeby prędko wrócił do swojej najwyższej dyspozycji. Co więcej, w ostatnich miesiącach ma w reprezentacji poważną konkurencję. Na pozycji rozgrywającego może występować Piotr Zieliński z Empoli, a obiecujący debiut w drużynie narodowej zanotował także Bartosz Kapustka z Cracovii. Czy bohater meczu z Niemcami załapie się do kadry na Euro 2016? Jeśli prędko nie wróci do formy, będzie mu o to trudno. Autor: Bartosz Barnaś