- Może jednak polska myśl szkoleniowa nie jest aż tak zła, jak ją malują - zagadnąłem po mecz z Liechtensteinem Dariusza Dziekanowskiego, znakomitego napastnika Orłów z lat 80. XX wieku, przewodniczącego Klubu Wybitnego Reprezentanta, mając na myśli dobry występ debiutantów Piotra Zielińskiego i Bartosza Bereszyńskiego. - Przypadek - to główny owoc polskiej myśli szkoleniowej - odparł "Dziekan" i ma rację. Dodajmy w wypadku Bereszyńskiego ów przypadek oszlifował trener Legii Jan Urban, czyniąc z przeciętnego pomocnika nowocześnie grającego obrońcę. Jeśli chodzi o Zielińskiego, to talent w nim dostrzegł już w Zagłębiu Lubin Franciszek Smuda. - Brałem go na treningi do pierwszego zespołu, choć miał dopiero 16 lat. Robiłem wszystko, żeby nam nie uciekł, bo chrapkę na niego miało Leverkusen - wspomina Franz. Po przejściu Smudy do reprezentacji Polski, stery w Lubinie przejął Marek Bajor i przestał się cackać z młodymi na treningach. Zamiast terminować w Młodej Ekstraklasie, Piotrek postanowił spróbować swych sił w Udinese. Szybko przebił się do pierwszego zespołu. - Dopóki w klubie jest Antonio Di Natale, mam z głowy koszulkę z numerem "10", ale to wielka przyjemność móc podglądać w akcji takiego mistrza - zwierza się Piotrek. Słysząc zachwyty nad duetem Bereszyński - Zieliński, kapitan "Biało-czerwonych" Jakub Błaszczykowski zaapelował: - Bartek i Piotrek pokazali drzemiący w nich potencjał, ale nie róbmy z nikogo po jednym zagraniu, po jednym meczu gwiazdy. Spokojnie, dajmy się im rozwijać - powiedział. Kuba, jak to on, nie jest w gorącej wodzie kąpany i woli wygłaszać przemyślane, wyważone osądy, jak przystało na roztropnego człowieka. Ja jednak mam może nieco górnolotne przeczucie, że z tej świeżej mąki będzie dobry chleb. I nie chodzi mi tylko o lekturę 45 minut meczu z przeciętnym rywalem. Obserwując podczas zgrupowania młokosów i słuchając ich wypowiedzi, odniosłem wrażenie, że oto trafili nam się przedstawiciele młodego pokolenia, wyzbytego kompleksów, a jednocześnie mentalnie przygotowanych do swego zawodu. To nie są przestraszone własnego cienia żółtodzioby, gotowe tylko do tego, by nosić starszym sprzęt i podawać bidony. Raczej ludzie z pozytywnie rozumianymi klapkami na oczach - nastawieni wyłącznie na zawód, nie traktujący go wyłącznie jako niezły sposób na zarobienie na nową konsolę, czy samochód. Im nie w głowie alkoholowe wyskoki, są skromni, choć pełni wiary w siebie. Mimo młodego wieku, wiedzą, czego chcą od życia. Bereszyński zdał poważny egzamin. Postawił na swoim, choć znajdowali się złośliwcy, którzy stosowali pogróżki wobec niego, gdy tylko ogłosił zamiar przeprowadzki z Lecha do Legii. - Różnie to się mogło potoczyć, ale od początku byłem zdecydowany na ten transfer i dzisiaj mogę sobie tylko podziękować za tę decyzję, za to jak się to potoczyło. Fakt, że byłem podstawowym zawodnikiem w swym nowym klubie, zdobyłem puchar i mistrzostwo Polski, dodał mi pewności siebie. To się przełożyło na udany debiut w kadrze - wyjaśniał wczoraj Bartek po treningu na stadionie Cracovii. Dziś razem z kolegą Piotrkiem Zielińskim i wielkimi tej kadry wsiądzie do samolotu wiozącego kadrę na mecz z Mołdawią. Bartek ma wielkie szanse, by zastąpić Łukasza Piszczka w wyjściowej "jedenastce". Prezes PZPN-u Zbigniew Boniek robił co mógł, by podbudować reprezentację przed misją "Mołdawia". Na zorganizowane w Krakowie posiedzenie zarządu PZPN-u zaprosił selekcjonera Waldemara Fornalika, a także szefa kadry U-21 Marcina Dornę. - Zapytaliśmy o ich bolączki, o to, w czym im możemy jeszcze pomóc. Myślę, że obaj trenerzy wyszli z tego spotkania jeszcze bardziej pewni tego, że mają nasze wsparcie. Z dopływem świeżej krwi reprezentacja Polski jest na prostej drodze, by odzyskać zaufanie kibiców po porażkach na Euro 2012 i tej z Ukrainą. Warunek jest jeden - zdobycie trzech punktów w Kiszyniowie. Jest wsparcie szefostwa, jest bojowo nastawiony, mocny zespół - nie ma powodów do obaw przed piątkowym wieczorem. Autor: Michał Białoński