Pierwsza w studiu u Kuby Wojewódzkiego pojawiła się Anna Lewandowska. Trenerka personalna przez kilkanaście minut była pytana o swoją aktywność zawodową, plany, a także wypytywana o Roberta. W drugiej części na kanapie wreszcie usiadł jej ukochany i trzeba przyznać, że całkiem dobrze odnalazł się w konwencji satyrycznego talk-show. Padały przeróżne pytania, prowadzący wielokrotnie próbował brać "Lewego" pod włos, ale piłkarz dość zręcznie potrafił wybrnąć nawet z trudnych pytań. W trakcie programu okazało się, że w domu Robert nazywany jest przez Annę "Lewciem", a gdy zmaga się z jakimś urazem, co na szczęście dzieje się rzadko, staje się nieznośny. Do tego stopnia, że niczym rozwydrzony chłopiec skacze po kanapach. - Odwala mu - wyjawiła małżonka. Dopiero na treningu upuszcza całą energię i znów staje się mężczyzną do rany przyłóż. Wielu kibiców ciągle zachodzi w głowę, co oznacza tzw. cieszynka Lewandowskiego po strzelonych golach, czyli skrzyżowane ręce na piersi, wyciągnięte palce wskazujące i wysunięty język. - Obiecałeś, że wreszcie u mnie powiesz - zagaił Wojewódzki. - Nie, nie obiecywałem - wzdrygał się gwiazdor. - Jeszcze nie powiesz? - dopytał showman. - Nie będę mówił, to jest bardziej rodzinna sprawa - zakończył temat kapitan reprezentacji Polski. W innym miejscu rozmowy piłkarz Bayernu Monachium przyznał, że wśród licznych propozycji, jakie otrzymał, by być twarzą produktów, jedna była wprost sensacyjna. Sportowiec otrzymał ofertę produkcji... trumien! - Miałem też propozycję promowania kiełbasy i kupienia wielbłąda. Zdarzają się takie sytuacje. W ogóle nie byłem tym zainteresowany - roześmiał się Lewandowski. Żona piłkarza wyznała, że jej ukochany ma drugie oblicze także na wakacjach, gdy może się wyluzować. - Wtedy odpina "wrotki" i takiego go nie znacie - zaśmiała się Anna, ale była oszczędna w słowach. AG