<a href="https://sport.interia.pl/reprezentacja-polski/news-reprezentacja-polski-brzeczek-z-kontraktem-do-konca-2021-rok,nId,4502548">Dziś prezes PZPN-u postanowił przedłużyć kontrakt selekcjonera Brzęczka. Więcej o tej sprawie pisaliśmy tu!</a> Michał Białoński, Interia: Proszę o uzasadnienie decyzji o przedłużeniu kontraktu Jerzego Brzęczka do końca 2021 r. Zadał pan kłam spekulacjom o tym, że umowa będzie przedłużona tylko do końca roku 2020. Zbigniew Boniek, prezes PZPN-u: Odkąd jestem prezesem, to przez osiem lat, gdy podejmowałem jakiekolwiek decyzje, to nigdy nie kierowałem się spekulacjami medialnymi. One nigdy nie miały na mnie wpływu. Kierowałem się zawsze moją głową, głosami moich współpracowników i tak to się zawsze toczy. Do trenera Brzęczka mam stuprocentowe przekonanie. Tak samo, jak on ma w nas, wydaje mi się, że stuprocentowe oparcie. Współpracujemy dalej. Jest jedna klauzula w tej umowie. Jaka? - Chodzi o sierpień 2021 r. Będą wówczas nowe władze związku i jeśli one będą miały inną wizję co do obsady stanowiska selekcjonera, to mogą rozwiązać kontrakt trenera Brzęczka po mistrzostwach Europy, bez jakichkolwiek konsekwencji. Uważam, że nowy prezes musi sam zadeklarować czy mu Jerzy Brzęczek odpowiada, czy chciałby kogoś, kto w inny sposób będzie zarządzał naszą reprezentacją. Proszę pamiętać, że następny rok nie jest łatwy. Gdy już wrócimy do grania, to czekają nas: jesienią Liga Narodów, od marca 2021 r. eliminacje do mistrzostw świata, a w czerwcu mistrzostwa Europy. Czyli nie miał pan wątpliwości odnośnie tego, że to Brzęczek powinien poprowadzić kadrę na Euro, skoro sam sobie wywalczył awans, z bardzo dobry dorobkiem punktów i bramek? - Sukces drużyny jest sukcesem wszystkich ludzi, którzy przy niej pracują, a przede wszystkim sukcesem zawodników i selekcjonera. Natomiast ja muszę powiedzieć, że niestety, ale mówienie prawdy u nas jest źle widziane. Jak ja komuś mówię, że trener ma kontrakt do 31 lipca, to rodzą się reakcje: "O Boże! Jak to do 31 lipca?". Widzi się w tym jakiś problem. Ja mówię tak: trener w każdym meczu zaskarbia sobie przekonanie opinii publicznej i buduje swój potencjał, to nazywam rzeczy po imieniu i nie bawię się w spekulacje. Podkreślam, moje decyzje nigdy nie były owocem spekulacji medialnych. Oprócz celów sportowych stawiał pan przed trenerem Brzęczkiem konieczność odmłodzenia drużyny, wprowadzenia świeżej krwi. Jak pan ocenia ten zakres jego działania? - To rzecz absolutnie normalna i w tym zakresie wszystko idzie zgodnie z zamierzeniami. Coraz więcej młodych zawodników puka i chce do kadry wejść. Trener Brzęczek jest odpowiedzialny za odpowiednie ich wprowadzanie. Natomiast zawsze bym życzył każdej polskiej reprezentacji, w jakiejkolwiek kategorii wiekowej i w każdej dyscyplinie, żeby na 10 meczów eliminacyjnych osiem wygrała, jeden zremisowała i poniosła tylko jedną porażkę. Natomiast to, że czasem lepiej możemy grać i styl może być lepszy, to w tym zakresie też bym nie przesadzał. Słabo zagraliśmy w dwóch-trzech meczach, licząc nawet z tymi z Ligi Narodów. Nie zapominajmy też, że jesteśmy jak strażacy, którzy przyjeżdżają, żeby gasić pożar. Reprezentacja od pół roku prawie nie gra. Pan jako jedyny wierzył w Brzęczka, gdy powierzał mu kadrę. Trwał pan też przy nim we wrześniu 2019 r., gdy po porażce ze Słowenią zremisowaliśmy na PGE Narodowym z Austrią i wielu domagało się głowy selekcjonera. - Polacy lubią się biczować. Nie mają zaufania do samych siebie. Lepiej się czują, gdy ktoś prowadzi ich za rękę, kieruje nimi, a gdy jeszcze ten ktoś mówi tylko po angielsku, to czują się wniebowzięci i uważają, że ten ktoś jest na wyższym poziomie. Ja nigdy nie miałem tego typu kompleksów. Od początku powtarzałem, że w reprezentacji Polski zawsze najlepiej się sprawdzi polski selekcjoner. Jestem przekonany, że dokonałem dobrego wyboru. Czasami ktoś zarzuca mi, że to Boniek Jurkiem kieruje. Ja nigdy nikim nie kierowałem i nie mam zamiaru tego robić. Natomiast faktem jest, że ja lubię usiąść sobie z selekcjonerem przy kawie i porozmawiać, wypowiedzieć swoje zdanie. Takie spotkania w fajnej, spokojnej atmosferze są organizowane tylko po to, żeby trener mógł się skonfrontować z różnymi opiniami o tym, co się dzieje na boisku. Natomiast później to on suwerennie podejmuje decyzje.Dobrze, że poruszył pan ten temat, bo faktycznie część ekspertów lansuje pogląd, że Boniek wybrał Brzęczka, aby realizować swe niespełnione ambicje trenerskie. - O moich dokonaniach trenerskich moglibyśmy długo rozmawiać, to inny temat. Prowadziłem zespoły w 70 meczach w lidze włoskiej, miałem spadki, ale też awans, przy czym prowadziłem zespoły nie najmocniejsze. W pięciu meczach byłem selekcjonerem reprezentacji Polski, natomiast odpowiem pytaniem: kogo pan uważa za eksperta, który głosi takie opinie? Choćby niektórych doświadczonych dziennikarzy. - Jacy to są eksperci? Dzisiaj coś mi się wydaje, że każdy dziennikarz uchodzi za eksperta (śmiech). Dawniej, żeby być uznanym za takiego trzeba było w branży trochę lat popracować. Muszę powiedzieć jedną rzecz: za mojej kadencji trenerami kadry byli Waldemar Fornalik, Adam Nawałka, a teraz jest Jerzy Brzęczek. Z każdym lubię porozmawiać, nikomu kartki ze składem nie daję. Natomiast umówmy się: jeżeli o grze drużyny mogą się wypowiadać dziennikarze, to absolutnie Zbigniew Boniek też ma do tego prawo. Ponad 70 razy byłem na ławce z drużynami Lecce i Bari, wziąłem Avellino i zaliczyłem z nim awans. Reprezentację Polski prowadziłem pięć razy. Przegrałem z Łotwą, ale ona w tamtym czasie była tak silna jak dzisiejsza Słowenia, a może nawet mocniejsza, bo awansowała na ME, gdzie zremisowała z Niemcami. Czasami złośliwie prowadzona narracja o tym wszystkim zapomina.