Gdy przed mundialem w Rosji Glik nabawił się kontuzji, piłkarska Polska wstrzymała oddech. To było jak przymusowe wycofanie z placu boju nowoczesnego czołgu i pozostawienie w zamian kilku ochotników z zacinającymi karabinami. Adam Nawałka w końcu postawił na Thiago Cionka, który dziś u Jerzego Brzęczka nie ma szans, oraz Michała Pazdana, który z łask obecnego selekcjonera również wypadł. Później była próba ratowania się grą na trzech defensorów i rzucanie na głęboką wodę mało doświadczonego Jana Bednarka. Za każdym razem efekt był mizerny. Dziś, gdyby spotkało nas podobne nieszczęście, to panika byłaby mniejsza. Bednarek w niektórych meczach prezentuje się nie gorzej od Glika, a 20-letni Sebastian Walukiewicz w dwóch ostatnich spotkaniach udowodnił, że może być nadzieją na lata. Do tego Brzęczek testuje jeszcze Pawła Bochniewicza, a w odwodzie czeka Krystian Bielik. Oczywiście, żaden z nich nie daje gwarancji, że kiedykolwiek osiągnie choćby poziom Glika, ale dają za to nadzieję, że w kadrze właśnie kończy się testowanie stoperów na wielką skalę i po omacku. Brzęczek znalazł bowiem odpowiedni materiał do obróbki - zawodników młodych, bezkompromisowych, grających w poważnych ligach. O ile kilka lat temu zastanawialiśmy się, czy mamy stopera numer 2, to teraz rysują się poważne kandydatury jeszcze na stopera numer 3 i 4. A teraz wyobraźmy sobie reprezentację z Euro 2016 bez innego elementu reprezentacyjnego kręgosłupa, czyli Grzegorza Krychowiaka. Bezczelnie pewny siebie, dominujący w środku pola i tak dobry, że jeszcze w trakcie turnieju zakontraktowało go bajecznie bogate Paris Saint Germain. Te progi dla Krychowiaka okazały się jednak za wysokie, a w ostatnich meczach kadry nawet poziom reprezentacji powoli zaczął mu odjeżdżać (choć pewnie nie powiedział jeszcze ostatniego słowa). Gdyby jednak taka sytuacja miała miejsce dwa, a nawet cztery lata temu, lament podniósłby się nie mniejszy niż w przypadku mundialu i kontuzji Glika. Ostatnie mecze kadry pokazują jednak, że może istnieć życie po Krychowiaku, bo jego słabsza forma nie oznaczała rozsypania się całej gry. Co prawda Włosi zdominowali środek pola, ale dwaj środkowi pomocnicy indywidualnie plamy nie dali. O ile Mateusz Klich w ostatnich miesiącach zaczął wyrastać na ważny element układanki Brzęczka, to 21-letni Jakub Moder bez kompleksów wepchnął się między poustawiane już klocki, przy okazji kilka z nich przestawiając łokciami. Jest za wcześnie, by mówić, że mamy już następców na najważniejsze pozycje w obronie i pomocy, ale w końcu pojawili się poważni kandydaci. Przez lata w polskiej kadrze o drugim garniturze mówiło się szeptem, a teraz wyskakują gracze, którzy w wieku 20 lat pakują się na murawę nie dlatego, że są młodzi, ale dlatego, że mają kupę talentu. I co więcej - są tego świadomi. Nie potrzebują aklimatyzacji, wielomiesięcznych treningów ze starymi wyjadaczami, czy specjalnego traktowania. Wchodzą i z piłkarską bezczelnością grają swoje, bez chowania się za plecami tych bardziej doświadczonych. A kolejni do naciskania coraz starszych kadrowiczów są Michał Karbownik, Kamil Jóźwiak czy w bramce Bartłomiej Dąbrowski. To ciągle za mało, by wizualizować sobie mocną reprezentację Polski np. w 2025 roku, ale już znacznie więcej niż jeszcze kilka miesięcy temu. Piotr Jawor