Ktoś może powiedzieć, że takie wyliczanki to duże uproszczenie i wyłącznie statystyka. To oczywiście prawda, tyle tylko, że statystyka nie bierze się z powietrza, ale odpowiada boiskowym dokonaniom. Nie chodzi tu też o porównywanie Ronaldo i "Lewego", ani tym bardziej umniejszanie dokonań geniusza portugalskiej piłki. To raczej próba odpowiedzi na pytanie, na ile Lewandowski winduje reprezentację Polski i gdzie byłaby kadra Orłów bez tego znakomitego piłkarza. "Na gorąco" po sobotniej wygranej 3-1 z Rumunią i hat-tricku Lewandowskiego, Interia poprosiła kapitana kadry o komentarz do sytuacji, w której ma on na koncie 11 z 15 bramek reprezentacji w eliminacjach MŚ 2018, a pozostali nasi najlepsi strzelcy mają po jednym trafieniu. - Teraz pora na innych, żeby ten licznik poprawić. Jeśli inni zaczną strzelać, albo chociaż dogrywać, to będziemy jeszcze mocniejsi - powiedział "Lewy". - Nie jest najważniejsze, kto strzela, ale z drugiej strony to strzelanie może się rozłożyć trochę bardziej na zespół. Prędzej czy później, mam nadzieję, że już w kolejnym spotkaniu, to nastąpi - dodał nasz napastnik. Biorąc pod uwagę także kwalifikacje Euro 2016, Lewandowski strzelał gole w 11 ostatnich meczach eliminacyjnych reprezentacji Polski. Bitwę o wyjazd na Euro skończył z 13 trafieniami i tytułem króla strzelców. W walce o mundial w Rosji trafiał 11 razy w sześciu kolejnych meczach eliminacyjnych. - Ja nie widzę, żeby mógł się zatrzymać - mówił po pokonaniu Rumunii Wojciech Szczęsny. Czy kadra może nie ufać "Lewemu"? - Zaufanie to jedno, a pewność, że twój kapitan, kiedy potrzeba, strzeli gola, to drugie. My raczej czujemy pewność, a nie zaufanie - podkreślił nasz bramkarz. Najlepsi strzelcy trwających eliminacji, Ronaldo i Lewandowski, to bezapelacyjni liderzy swoich reprezentacji. Różnica polega na tym, że reprezentacja Portugalii nie zależy aż tak od gwiazdy Realu, jak reprezentacja Polski od asa Bayernu. Aż pięć z 11 bramek "Lewy" zdobył z rzutów karnych - mogą powiedzieć przeciwnicy gloryfikowania jego dokonań. Trzeba wziąć jednak pod uwagę fakt, że trzy z pięciu jedenastek zostały podyktowane po faulach na nim, wręcz można powiedzieć, że sam je sobie wypracował. Gdyby do wywalczonych i wykorzystanych przez Lewandowskiego karnych dołożyć fantastyczną bramkę w Czarnogórze, zdobytą z rzutu wolnego, też po faulu na nim, kapitalny rajd przez pół boiska, zakończony golem w meczu z Danią, czy niezwykle ważne trafienie na 2-0 w Bukareszcie, mamy obraz piłkarza kompletnego, który decyduje o obliczu swojej drużyny. Tylko przy okazji trzech na 11 bramek Lewandowskiego, w trwających eliminacjach, można stwierdzić, że wykorzystał typową asystę partnera i dołożył nogę, czy głowę. Zresztą główka "Lewego" w ostatnim meczu z Rumunią, przy asyście dwóch obrońców rywala, była nie lada wyczynem. Kapitan reprezentacji Polski, z 46 bramkami, jest już drugim strzelcem w historii "Biało-czerwonych". Jeszcze tylko o dwa trafienia wyprzedza go Włodzimierz Lubański. - To coś, co mnie napędza. Cały czas staram się motywować - mówił po ostatnim meczu Lewandowski. Trudno mieć pretensje do "Lewego", że niesamowicie zawyża poziom reprezentacji, że stał się wielkim piłkarzem, że gra i strzela gole jak na zawołanie. Powstaje pytanie:j "Jak kadra poradziłaby sobie bez niego?" W ostatnich latach zdarzały się drużynie Adama Nawałki pojedyncze mecze bez lidera defensywy Kamila Glika. Ostatnio przyszło jej występować bez, niedawnego jeszcze, lidera drugiej linii Grzegorza Krychowiaka. Jak widać, da się grać i wygrywać bez nich. Na szczęście od dawna Orły w ważnych meczach nie musiały radzić sobie bez Lewandowskiego. W innym wypadku wynik niekoniecznie byłby korzystny. Nawałce, jak i całej Polsce, pozostaje się cieszyć, że po latach znów doczekaliśmy się piłkarskiego geniusza. Oby jeszcze długo nie przyszło nam grać bez niego. Liczymy też na to, że strzelecką formę po kontuzji odzyska Arkadiusz Milik i odciąży kapitana w zdobywaniu bramek rywali. Waldemar Stelmach