To była pierwsza porażka Izraela w tych eliminacjach. W swych rozmiarach bardzo dotkliwa. - Polska była faworytem, wiedzieliśmy o tym. Zdawaliśmy sobie sprawę przed meczem, że trzeba unikać niebezpiecznych sytuacji w niektórych strefach. To się nie udało. Z czasem Polacy złapali rytm. Jeszcze po drugim golu myśleliśmy, że się podniesiemy. Ta druga i trzecia stracona bramka załamała nas - przyznał austriacki szkoleniowiec. Herzog spodziewał się, że Polacy zagrają dwójką napastników był natomiast rozczarowany postawą własnej drużyny, która pozwoliła na tak wiele, zwłaszcza na grę z kontrataku. - Po meczu z Macedonią można było się spodziewać, że obok Lewandowskiego zagra Piątek. Nie przyszykowaliśmy się na tyle dobrze na to rozwiązanie na ile powinniśmy - mówił trener Izraela. - Problemem okazała się gra w drugiej połowie. W pierwszej byliśmy dynamiczni, trzymaliśmy lepiej piłkę przy nodze, ale po przerwie powinniśmy częściej rozgrywać akcje skrzydłami, a szliśmy środkiem boiska. To stwarzało sytuacje do kontrataków - dodał. Austriacki szkoleniowiec już na początku konferencji dowiedział się od izraelskich dziennikarzy, że ta porażka jest powrotem do najgorszych czasów reprezentacji. - W szatni był smutek, piłkarze są załamani, ale nadal mamy drugie miejsce. To nie jest koniec. Nie za bardzo obchodzi mnie to, co wydarzyło się pięć, czy 50 lat temu. To nie ma sensu. Gramy dalej. Jesteśmy na drugim miejscu w grupie. Czeka nas trudny mecz z Macedonią Północną. Ja i drużyną musimy wyciągnąć szybko wnioski z tej porażki. 0-4 boli, ale trzeba się zebrać i walczyć. Liczę w dalszym ciągu na wsparcie kibiców - powiedział Herzog. Z PGE Narodowego Olgierd Kwiatkowski