Selekcjoner Jerzy Brzęczek po raz kolejny znalazł się w środku burzy. Po fali krytyki za słaby styl jego drużyny i groteskową autobiografię przyszedł czas na największe podmuchy. Katastrofalny mecz z Włochami okazał się iskrą, która podpaliła gromadzącą się od dawna frustrację. Dziś dymisji trenera żądają niemal wszyscy. I w takich okolicznościach Brzęczek będzie musiał rozegrać mecz z Holandią w ramach Ligi Narodów. - Jeśli chodzi o atmosferę, to nie mamy żadnego problemu. Jest wręcz przeciwnie. W wielu trudnych momentach, które przeszła ta reprezentacja pod moją wodzą, to właśnie atmosfera pozwalała podnieść się po słabych występach i krytyce - zapewnił Brzęczek i dodał, odnosząc się do informacji o rosnącej irytacji samych piłkarzy: - Nie chcę się odnosić do nieoficjalnych źródeł i tego, co ktoś chce komuś przekazać. Ja wiem, jaką wykonujemy pracę. Byłem piłkarzem, kapitanem, trenerem, a obecnie jestem selekcjonerem. I wiem jak wygląda to z punktu widzenia piłkarza. Jeśli ktoś przeżył szatnię ten wie, że po słabszym występie zawsze pojawiają się jakieś "zastanawiania się". Brzęczek odniósł się także do wymownego, ośmiosekundowego milczenia Roberta Lewandowskiego, który w ten nietypowy sposób rozpoczął odpowiedź na pytanie dotyczące planu na mecz z Włochami. - Po takich meczach, kiedy zawodnicy idą do wywiadów, pojawia się rozczarowanie. Nie tylko Robert, ale i my wszyscy byliśmy rozczarowani. Zachowanie Roberta było jednak niefortunne. Tym bardziej, że jest kapitanem. Mogę to jednak zrozumieć, patrząc na przebieg tego spotkania. Z drugiej strony Robert nie brał udziału w dwóch jednostkach treningowych, a na takim zgrupowaniu dwie jednostki to praktycznie pięćdziesiąt procent naszych treningów. Tak więc może dlatego miał takie odczucia. Ale na ten temat rozmawialiśmy, wyjaśniliśmy te kwestie i temat jest zamknięty - stwierdził Brzęczek. Sporo czasu w trakcie przedmeczowego spotkania z mediami selekcjoner poświęcił krytyce, która spadła na niego w ostatnich dniach. Opiekun reprezentacji wyglądał na przybitego i dotkniętego ogólnokrajowym zwalnianiem go z posady. Brzęczek bronił się, tłumacząc, że cele, jakie postawił przed nim prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej Zbigniew Boniek, zostały w pełni zrealizowane. - Pod moją wodzą rozegraliśmy 23 spotkania. Z tych 23 mieliśmy tylko pięć meczów towarzyskich. Oprócz tego dziesięć meczów eliminacyjnych plus osiem meczów w Lidze Narodów. Nie ma czasu, abyśmy mogli dawać szansę młodym zawodnikom. Oni są więc sprawdzani w ciężkich meczach, tak jak we Włoszech. Z tych 23 gier przegraliśmy sześć razy: dwa razy z Włochami, raz z Holandią i raz z Portugalią. Myślę, że to jest top europejski, jeśli chodzi o reprezentacje. Musimy być więc realni w ocenie naszego potencjału, sytuacji, rozwoju, zmian, tego co się dzieje. I tego, co osiągnęliśmy, mając jednocześnie świadomość, że jeśli chodzi o styl nie jest to poziom, którego sobie życzymy. Pan prezes Boniek postawił przede mną trzy zadania. Awans na mistrzostwa Europy, o ile wiem, awansowaliśmy. Wprowadzenie młodych zawodników - z analizy ostatnich dziesięciu lat okazało się, że najwięcej młodych weszło za mojej kadencji. Po trzecie: mieliśmy utrzymać się w Lidze Narodów. Utrzymaliśmy się. Jadąc do Włoch wszyscy mieliśmy nadzieję, że zremisujemy i w środę powalczymy o pierwsze miejsce, ale to się nieudało. A to oznacza, że przed nami dużo ciężkiej pracy - powiedział selekcjoner. Sebastian Staszewski, Interia