14 sierpnia 2013 roku, Gdańsk. Duńczycy są ostatnim rywalem "Biało-czerwonych" przed decydującymi starciami w el. MŚ. Polacy w decydującym teście wygrali 3-2 i zostawili po sobie bardzo pozytywne wrażenie. Szczególnie dobrze spisał się Waldemar Sobota, który z miejsca miał dostać etat na lewym skrzydle reprezentacji Polski. Zaskoczył też młody Piotr Zieliński, który strzelił decydującego gola. Na stałym, wysokim poziomie zagrał ówczesny kapitan Jakub Błaszczykowski. Nie każdy zebrał jednak laurkę... W 78. minucie Artur Sobiech zmienił bezproduktywnego Roberta Lewandowskiego. Snajper, jeszcze wtedy Borussii Dortmund, schodził z boiska ze spuszczoną głową przy ogromnej porcji gwizdów gdańskich kibiców. Już dawno polski piłkarz nie został tak potraktowany. Fani zarzucali "Lewemu" zbyt małe przykładanie się do gry w narodowych barwach. Uważali, że skoro w Bundeslidze trafia jak na zawołanie, to w kadrze powinno być tak samo. Tymczasem Lewandowski od blisko roku nie mógł się przełamać w reprezentacji. Sytuacja frustrowała obie strony - kibiców i piłkarza. Ci pierwsi mieszali snajpera z błotem, a ten nie mógł poradzić sobie z presją. Zaczął współpracę z grupą specjalistów mentalnych i wzmocnił się psychicznie. Po jakimś czasie się odblokował, został kapitanem i najlepszym piłkarzem "Biało-czerwonych". Niesmak jednak pozostał. Po meczu z Danią Lewandowski nie był jednak w najlepszym nastroju. I nie ma się co dziwić, bo gwizdy od ponad 30 tys. osób to nic przyjemnego. - Kibice gwizdali? Muszą się wykazywać większą cierpliwością. Ten mecz pokazał przecież, że nawet gdy przegrywamy, trzeba być cierpliwym do końca i wierzyć w to, że uda nam się odwrócić losy spotkania - mówił po wygranej 3-2 z Danią. - Strzelanie goli w reprezentacji przychodzi mi ostatnio bardzo ciężko. Nie wiem, czy problemem jest to, że chcę aż za bardzo. Owszem, staram się, próbuję, ale nie zawsze wychodzi, a przede wszystkim właściwie nie mam szans bramkowych. To jest problem i chciałbym go jak najszybciej rozwiązać. Zależało mi jak zawsze, w pierwszej połowie wychodziłem nawet na czystą pozycję, ale zabrzmiał gwizdek sędziego. Taka jest piłka nożna. Trzeba podnieść głowę do góry i patrzeć w przyszłość - tłumaczył się wówczas "Lewy". - Wiem, że rzadko się zdarza, żebym nie miał choćby asysty, gdy strzelimy rywalowi trzy gole. Trudno znaleźć mi odpowiedź na pytanie, dlaczego nie strzelam w reprezentacji, skąd ta blokada. Robię co mogę, ale nie wychodzi - dodawał dopytywany przez dziennikarzy. Od ostatniego meczu z Danią minęły ponad trzy lata. Lewandowski wciąż ma jednak dużo do udowodnienia. Sobie i kibicom, których wtedy rozczarowywał. W piłce nożnej granica między niebem a piekłem jest bardzo cienka. Teraz ten sam piłkarz jest największym idolem nad Wisłą, dzieci chodzą w koszulkach z jego nazwiskiem, a kibice nie wyobrażają sobie reprezentacji bez niego. Inna sprawa, że trzy lata temu, za kadencji Waldemara Fornalika, nastroje w kadrze były bardzo słabe. W listopadzie 2013 roku, po meczu ze Słowacją, kibice znów gwizdali na polskich piłkarzy. Rozwścieczyło to m.in. Mateusza Klicha, który domagał się na Twitterze "40 tys. zakazów stadionowych". To już jednak przeszłość. Dziś panuje moda na reprezentację Polski, a wejściówki na kolejne mecze rozchodzą się jak świeże bułeczki. Komplet publiczności obejrzy też najbliższy mecz kadry - w sobotę, o godz. 20.45, właśnie z reprezentacją Danii. Łukasz Szpyrka