Zapraszamy na relację na żywo z meczu Polska - Dania w sobotę od 20.45! Relacja na żywo dla urządzeń mobilnych Interia: Czego możemy się spodziewać po sobotnim meczu w eliminacjach mistrzostw świata Polska - Dania? Per Frimann: - Dania to w tej chwili młody, pełen energii i entuzjazmu zespół, który prowadzony jest przez nowego selekcjonera. Widzę w tej drużynie duży optymizm, widzę nowego, zdrowego sportowego ducha. Z jednej strony jest to ekipa, która chce się uczyć, jest pokorna, ale też pewna swoich umiejętności oraz siły. To dobra kombinacja. Nie brakuje też indywidualności. Jest strzelający w tym sezonie sporo bramek dla Feyenoordu napastnik Jorgensen, jest trudny do powstrzymania w środku pola Eriksen, czy 20-letni obrońca Andreas Christiensen, który gra, jak 26- czy 28-latek. Świetny piłkarz. - Są też inni gracze, jak wchodzący do zespołu Poulsen czy grający w Southampton Hoejbjerg. To nowa siła. Jest też kilku graczy z FC Kopenhaga. Mamy mocną ławkę, co też jest ważne. Jedyna obawa, jaką mam, to czy zespół wytrzyma fizycznie. Na ostatnim Euro dla telewizji TV3 komentowałem mecze Polski przeciwko Niemcom i Ukrainie. Było widać, że jeśli chodzi o przygotowanie fizyczne, to Polska w tym elemencie jest bardzo mocna i przewyższa Danię. Kto w takim razie jest faworytem? - Polska. To zdyscyplinowany, silny i mający w składzie wielu dobrych piłkarzy, jak Lewandowski, zespół. Pamiętam wasz mecz z Ukrainą na mistrzostwach Europy. O ile dobrze pamiętam bramkę zdobył tam, wchodząc z ławki rezerwowych Błaszczykowski. Już choćby to pokazuje siłę drużyny. Ja jestem ciekawy, jak zagramy taktycznie. Kiedy szkoleniowcem naszej reprezentacji był Morten Olsen, przyjaciel ze wspólnej gry w Anderlechcie i reprezentacji, to oczywiście bardzo mu kibicowałem. Muszę jednak powiedzieć, że podoba mi się styl i sposób, w jaki z naszą kadrą pracuje norweski trener Age Hareide. Pokładam w nim dużą pewność. Jestem też fanem systemu 3-5-2, w którym gramy. Niesie on jednak ze sobą pewne ryzyko i szansę dla rywala, dlatego, jak mówię, taktyka na sobotni mecz jest wyzwaniem. Sam grał pan przeciwko Polsce. Między innymi w słynnym meczu w eliminacjach olimpijskich do igrzysk w Seulu. W październiku 1987 roku Dania wygrała w Szczecinie 2-0, po czym piłkarskie władze, z uwagi na nieuprawniony występ pana, zweryfikowały rezultat spotkania na korzyść Polski. Mówi coś panu nazwisko dziennikarza Romana Hurkowskiego? - Nie bardzo. Wiedziałem, że ktoś pisał o sprawie, ale nie, że akurat on. To znane nazwisko? Tak. Szczególnie wtedy zyskał sobie wielką popularność. To on doprowadził do tego, że Polsce przyznano walkowera. - Grałem wtedy w Anderlechcie. Na mistrzostwach świata w 1986 nie wystąpiłem z powodu kontuzji. Dwa lata potem zagrałem w mistrzostwach Europy. W międzyczasie były eliminacje olimpijskie. Wszyscy byli pewni, że mogę w nich grać, że nie ma żadnych problemów, bo przecież na mundialu w Meksyku nie wystąpiłem. Śmieszna rzecz, z perspektywy czasu, przed wyjazdem na mecz z Polską, menedżer Anderlechtu z jego złotego okresu, Michel Verschuren pytał mnie: "Jesteś pewny, że możesz w tym meczu zagrać?". Odpowiadałem, że tak. Przyjeżdżał zresztą na moje mecze trener Richard Moeller Nielsen. Ja dodatkowo miałem wtedy kłopoty zdrowotne, w klubie mniej grałem, więc tym bardziej zależało mi na występie w zespole olimpijskim, w którym grała przecież moja generacja zawodników, Peter Schmeichel, Lars Olsen, Kent Nielsen, Flemming Povlsen, Kim Vilfort. Jak zapamiętał pan mecz w Szczecinie? - Do dziś dobrze pamiętam wiele szczegółów z tamtego spotkania. Przede wszystkim długą podróż. Już nie pamiętam, gdzie wylądowaliśmy, ale potem długo jechaliśmy autobusem. A sam mecz, to po moim zagraniu Kim Vilfort zdobył pierwszą bramkę. Potem przy drugim golu błąd popełnił wasz bramkarz, piłka skozłowała przed nim i wpadła do siatki. Polacy grali nawet dobrze, stworzyli sobie w tym spotkaniu wiele okazji, ale to my byliśmy skuteczniejsi. Jak potem przyjęto walkower dla Polski i waszą straconą szansę wyjazdu na igrzyska w Seulu? - No cóż, był smutek i żal. Pracę stracił sekretarz generalny związku. Co do mnie, to byłem pewny i wszyscy wokół zapewniali mnie o tym, że mogę grać. Tak jednak nie było. Mam jednak swoją teorię. Gdyby nasza reprezentacja, w takim składzie, z takimi piłkarzami pojechała na igrzyska, to mogłaby je wygrać. Jak wiemy, tak się nie stało. To spowodowało jeszcze większą determinację, jeszcze większy głód sukcesu, wynikający z tak zaprzepaszczonej szansy. Zaprocentowało to na mistrzostwach Europy w 1992 roku, kiedy drużyna, mająca w składzie wielu uczestników meczu z Polską w 1987 roku, wygrała turniej, na który przypomnę, miała nie jechać, a w ostatniej chwili zastąpiła zdyskwalifikowaną za toczoną wojnę Jugosławię. Po tym co się stało w tych olimpijskich eliminacjach, to wszyscy mieli ekstra motywację. Na koniec pytanie o to, jaki wynik typuje Per Frimann w sobotnim meczu w Warszawie? - Stawiam na remis 1-1. Rozmawiał Michał Zichlarz El. MŚ: sytuacja w "polskiej" grupie i pozostałych