Wspomniany 16 czerwca jawił się milionom Polaków jako dzień spokojnego, łatwego zwycięstwa nad Czechami, które otwarłoby nam drogę do ćwierćfinału, a za chwilę może i do strefy medalowej Euro 2012. Późnym wieczorem tamtego dnia Polskę ogarnął smutek. Potężny. We wtorek we Wrocławiu reprezentacja Polski rozegra drugi mecz w eliminacjach brazylijskiego mundialu. Po remisie w Podgoricy z Czarnogórcami przyjdzie nam zmierzyć się z Mołdawią. Oprócz tego samego stadionu i pogody ("Lato" trwa, we Wrocławiu znów jest upał, choć może nie tak zabójczy, jak ten czerwcowy) mecze z Czechami i Mołdawią łączy jeszcze jedno - nadzieja. Podczas Euro była to nadzieja na wielki sukces i cywilizacyjny skok polskiej piłki. Dziś jest to nadzieja na udany początek czegoś nowego. Wtedy była to nadzieja całej Polski, dziś już tylko garstki tych, których to jeszcze obchodzi (choć wielu jest takich, którzy tylko udają, że ich nie obchodzi). Wrocław i jego Stadion Miejski ostatnimi czasy nie są szczęśliwymi miejscami polskiej piłki, choć stąd wywodzi się aktualny mistrz Polski. A może właśnie jedno nie zaprzecza drugiemu. Nasz mistrz kraju tego lata rozegrał na Stadionie Miejskim trzy mecze w europejskich pucharach. Wszystkie przegrał. W dwóch nie zdobył nawet gola. W czerwcu oglądaliśmy we Wrocławiu blamaż drużyny Franza Smudy z Czechami. Do tego dodać należy jeszcze ubiegłoroczną porażkę Polaków z Włochami właśnie na otwarcie pięknego wrocławskiego obiektu. A gdyby cofnąć się niemal dokładnie cztery lata wstecz... Był 6 września 2008 roku, gdy po 21 latach przerwy reprezentacja Polski (pod wodzą Leo Beenhakkera) zawitała do Wrocławia. Jeszcze nie na Stadion Miejski, bo nie istniał, ale na stadion Śląska. Właśnie tam "Biało-czerwoni" rozpoczynali eliminacje afrykańskiego mundialu meczem ze Słowenią. Polska zagrała kiepsko, mecz zakończył się remisem 1-1, który to wynik od razu ustawił nas w fatalnej sytuacji wyjściowej i był tylko zapowiedzią beznadziejnych eliminacji w wykonaniu Polaków. Czy we wtorek wieczorem po meczu z Mołdawią między bajki będzie można włożyć opowieści, że Wrocław i jego stadion jest pechowy i nie pomaga polskim piłkarzom? Okazja ku temu jest znakomita. Po niezłym meczu Polaków w Podgoricy i zapowiedzi braku otwartej transmisji z wtorkowej rywalizacji wzrosła sprzedaż biletów na mecz z Mołdawią. Na pewno obejrzy go około 20 tysięcy widzów, a może więcej. To są ci, których to wciąż obchodzi. Z Wrocławia Waldemar Stelmach