- To prawda, przed meczem przekomarzaliśmy się z Danielem i każdy odgrażał się w żartach, że dokopie koledze. Niestety wyszło, że to on i jego koledzy zeszli z boiska zwycięsko. Szkoda. Pogratulowałem mu - kręcił głową Irek. Czego zabrakło, żeby pokonać Rumunów? - Dzisiaj widowiska nie było i być nie mogło. Murawa była taka, że trudno się było na niej w ogóle utrzymać równowagę, a co dopiero mówić o szybkim rozegraniu, przyjęciu. Kilka razy próbowałem wystartować do sprintu, ale nogi się rozjeżdżały - kręcił głową Jeleń. Dodał też, że ma świadomość, iż na tym samym boisku musieli sobie radzić Rumuni. - Ale nasza taktyka, którą ćwiczyliśmy na zgrupowaniu w Grodzisku miała się opierać na wymianie szybkich podań po ziemi. Na tak krzywym boisku ciężko było o to - rozkładał ręce napastnik Auxerre. Irek żałował też zmarnowanych sytuacji, zwłaszcza tych z końcówki meczu, jakie miał Sławomir Peszko. - Oczywiście chciałbym się znaleźć na miejscu Sławka, ale też nie mogę zagwarantować, że wykorzystałbym je. Sławek powinien zamienić te sytuacje na bramki, ale taki niefart pod bramką zdarza się każdemu. Nie wszystko się wykorzystuje - zaznacza Jeleń. - Chcieliśmy się pokazać nowemu trenerowi i wygrać dla kibiców, ale nie wyszło - tłumaczył się napastnik Orłów. Czy w reprezentacji Polski cokolwiek drgnęło, skoro z Rumunią przegraliśmy w takim samym stosunku, jak ostatnio ze Słowacją? - Na pewno zmieniło się chociażby nasze nastawienie. Teraz mamy sporą wiarę i inną mentalność. Mamy ochotę do walki, psychika każdego zawodnika jest wręcz wzorowa i widać to na obozie. Jeśli czegoś brakuje, to tylko zgrania i meczu, w którym się przełamiemy - analizuje Ireneusz Jeleń. Rozmawiał w Warszawie: Michał Białoński