Jeden z legendarnych Orłów Górskiego nie ukrywał niezadowolenia z postawy podopiecznych Adama Nawałki. - Nerwy ponoszą, gdy ogląda się takie mecze. Gdy w przeszłości graliśmy systemem 4-3-3, to w każdej formacji mieliśmy zawodnika, który decydował o grze tej formacji i często potrafił też przesądzić o wyniku meczu. Teraz nie mamy żadnego lidera. Brakuje też wyróżniających się postaci - powiedział Bulzacki. Jego zdaniem, zwłaszcza w meczach na własnym stadionie, przy wsparciu kibiców, gra reprezentantów Polski nie może się ograniczać do przyjęcia piłki i podania do najbliższego zawodnika. - Na boisku nie wolno się bać. Trzeba podejmować ryzyko i więcej atakować. A nasi zawodnicy trzepią się, żeby tylko bramki nie stracić, a i tak ją tracą. I na koniec mogą się cieszyć z tego, że przegrali tylko 0-1. Bo to Szkoci w tym meczu mieli więcej klarownych okazji do strzelenia gola - powiedział Bulzacki. Dodał, że po zmianie selekcjonera miał nadzieję, że nowi zawodnicy powołani do kadry przez Nawałkę wniosą coś do zespołu i wpłyną na poprawę gry. - I znów się zawiodłem. Trener się zmienił, ale gra zespołu nie. Można tylko współczuć selekcjonerowi, bo okazuje się, że zarówno nowi, jak i starzy kadrowicze nic więcej nie potrafią. Grają przeciętnie, a przeciętność to za mało na reprezentację. Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że nawet walczyć nie potrafią - powiedział Bulzacki. Były defensor odniósł się m.in. do sytuacji, w której po gwizdku sędziego doszło do spięcia pomiędzy Sławomirem Peszką i kapitanem Szkotów Scottem Brownem, po którym obaj zostali ukarani żółtymi kartkami. - Na boisku trzeba myśleć i pokazać się z dobrej gry, a nie ze złego zachowania po gwizdku. Gdybyśmy ten mecz rozgrywali na wyjeździe, to za sam ruch głową w kierunku przeciwnika Peszko zobaczyłby czerwoną kartkę i osłabił drużynę - powiedział Bulzacki. Oceniając powrót do kadry Ludovica Obraniaka podkreślił, że w środę był on jednym z lepszych graczy w naszym zespole, ale "stać go na jeszcze lepszą grę". Bulzacki odniósł się również do zmian przeprowadzonych w polskim zespole. Na pierwsze roszady w składzie Nawałka zdecydował się w 74. minucie, a na ostatnią już w doliczonym czasie gry. Zdaniem Bulzackiego powinno to nastąpić wcześniej. - Żeby jakoś ocenić zawodnika, to musi on być na boisku przynajmniej przez pół godziny. A zmiany na minutę przed końcem meczu służą chyba tylko temu, by piłkarz zaliczył spotkanie w kadrze. Jak zbierze wystarczająco dużo takich końcówek, to zostanie wybitnym reprezentantem i na stałe wpisze się do historii naszego futbolu - zakończył Bulzacki.