Wiceprezydent UEFA odniósł się w ten sposób do krytykujących portugalskiego selekcjonera za jego niechęć do wizyt w Polsce i śledzenia na żywo polskich drużyn, także jak Legia, grających na arenie międzynarodowej. Można zżymać się na szorstki ton wypowiedzi "Zibiego" albo uważać, że media czy kibice mają prawo dyskutować i zadawać pytania, gdzie jest najważniejszy trener w Polsce podczas najważniejszych wydarzeń sportowych (sam się zaliczam do tej grupy), ale co do istoty były prezes PZPN ma rację. Postrzeganie polskiej piłki przez opinię publiczną jest od lat jest zależne od konkretnego wyniku. Najczęściej ostatniego meczu. Dziś oczywiście krytyka zelżała, bo akurat wygraliśmy. Może jeszcze daleko od noszenia trenera Paulo Sousy na rękach, ale jeśli poprawi z Andorą i Węgrami, to kto wie? I będzie to tak samo przerysowane, jak owe opowiadanie głupot, o którym pisze Boniek. Wyniki osiągane przez kadrę zawsze tworzyły klimat wokół polskiej piłki w ogóle. Miały wpływ na wybory prezesów PZPN, podejście mediów, nastroje społeczne. To oczywiście skrajnie niesprawiedliwe i niewymierne, bo jak wynik sportowy i to nie w szerszym ujęciu, ale najczęściej pojedynczy, może determinować ocenę stanu całej polskiej piłki, albo działalność konkretnej instytucji? Tak to jednak działa. Emocje, także odczuwalne we wpisie Zbigniewa Bońka, są w tej dziedzinie bardzo istotne. Czy będziemy jednak w stanie określić na chłodno: jesteśmy słabi jak podczas ostatnich mistrzostw Europy, czy wyjątkowo mocni, bo zremisowaliśmy z Anglią i pokonaliśmy Albanię na trudnym terenie? Wszystko zależy od tego jak wysoko zawiesimy sobie poprzeczkę. Jeszcze w czasach "wczesnego" Jerzego Brzęczka wielokrotnie pisałem, że potencjał obecnych piłkarzy jaki ma do dyspozycji reprezentacja i ich liczba do wyboru są większe niż tych za czasów Adama Nawałki. A skoro wtedy byliśmy w stanie osiągnąć ćwierćfinał mistrzostw Europy i jeszcze mieliśmy ogromny niedosyt (droga do finału stała właściwie otworem), to czemu teraz mielibyśmy mierzyć niżej? Dlatego Paulo Sousę, który zmienił coraz bardziej nieakceptowalnego Jerzego Brzęczka, mieliśmy prawo rozliczać po pierwszych jego pomysłach i zadawać pytania. Dlaczego eksperymentował z odsunięciem Kamila Glika, dlaczego wystawiał zawodników na nie swoich pozycjach, dlaczego przegrał z kretesem (ostatnie miejsce w grupie) mistrzostwa Europy, które dostał w prezencie, dlaczego tracił czas na otwieranie drzwi, które dawno były otwarte? Wreszcie dlaczego nie bywa w Polsce, kiedy np. jej mistrz bije w Lidze Europy jedną z najlepszych angielskich drużyn. Czy nawet po wygranym meczu jakimś wyjątkowym nietaktem będzie pytanie o grę najlepszego napastnika świata daleko od bramki przeciwnika i zabieranie się za rozgrywanie? A tak to wyglądało przeciwko Albanii. Przecież gołym okiem było widać, że ani takie granie nie leży jemu ani drużynie. Podobnych wątpliwości istnieje wciąż mnóstwo i nie jest tak, że Portugalczyk zamknął buzie oponentom raz na zawsze. Jednak fiksowanie się na bezwarunkową krytykę selekcjonera lub demonstrowanie, jak wielu moich młodych kolegów po fachu, jako "team Sousa" jest infantylne. Czytaj więcej na Polsatsport.pl. Kliknij TUTAJ!