- Po to przyjeżdżam na kadrę, żeby grać. Na razie tylko gazety piszą, że wystąpię, ale to chyba nie jest wiążące dla trenera Beenhakkera - powiedział Kowalewski w wywiadzie dla "Dziennika". Bramkarz Spartaka Moskwa przyznał jednak, że nie obrazi się na trenera Beenhakkera jeśli ten nie wystawi go do podstawowego składu w meczu z Serbami. - Zawsze staram się zrozumieć trenera. Nigdy nie podchodzę to takich spraw emocjonalnie. Nie rzucam butami o ścianę, nie kopię w drzwi. Wierzę, że decyzje trenera są suwerenne i że o tym, kto gra, nie decyduje ktoś z boku, czyli menedżerowie czy dziennikarze. Odpowiadam za swoje decyzje na boisku, tak samo jak trener odpowiada za skład. Myślę, że wie, co robi. Jeśli trener odeśle mnie na ławkę, to powiem OK. Zrobię wszystko dla dobra reprezentacji. Przyznam jednak, że jestem przyzwyczajony do grania, a nie do siedzenia na rezerwie. Od trzech lat mam pewne miejsce w Spartaku Moskwa - stwierdził Kowalewski. - Musieliśmy zapomnieć o mecz z Finami. Przecież nie da się grać kolejnego ważnego meczu z takim bagażem negatywnych emocji. Serbowie to dużo silniejszy zespół niż Finowie. Mecz będzie bardzo ciężki. Spotkanie z Serbami to dla nas prawdziwy egzamin. Oni są do nas podobni mentalnie, ale po klęsce w mistrzostwach potrafili się szybko podnieść. My też liczymy, że nam się to uda. Będzie trudno, ale każdemu z nas zależy na tym, żeby reprezentacja odzyskała zaufanie kibiców. Najważniejsze, żebyśmy znowu byli jedną drużyną, kolektywem. Porażka z Finlandią może nam wyjść na dobre, jeśli wyciągniemy z niej odpowiednie wnioski - podkreślił Kowalewski.