"Kosa" mówił skromnie, ale był najjaśniejszym punktem reprezentacji Franciszka Smudy. Widać trafiły do niego wymawiane pół-żartem, pół-serio słowa Franza: "Kosa, zagraj mi tylko tak, jak w dwumeczu z Barceloną i będzie dobrze". Kosowskiego chwalili nie tylko dziennikarze, ale podobał się również kibicom. Gdy opuszczał murawę żegnały go rzęsiste brawa. INTERIA.PL: Czego zabrakło? Dlaczego przegraliśmy? Kamil Kosowski, skrzydłowy reprezentacji Polski: - Przede wszystkim skuteczności. Stworzyliśmy kilka sytuacji bramkowych. Były takie, po których powinny paść bramki. Ale od popełnienia błędów też nie uciekliśmy. Trener na pewno to zanalizuje. Będziemy się starali poprawić i w końcu strzelać bramki. Pewnie po tym występie poprzednicy Smudy powinni pluć sobie w brodę, że cię nie powoływali? - Ja tak o swojej grze nie myślę, ale cieszę się, że wam się podobała. Jakiejś rewelacji w moim wykonaniu nie było. W grze całego zespołu były jednak momenty, które mogły się podobać. Nierówna murawa przeszkadzała? - Boisko było ciężkie, ale było takie samo dla nas, jak i dla drużyny rumuńskiej. Absolutnie narzekać nie mamy prawa. Rozmawiał w Warszawie: Michał Białoński