INTERIA.PL: W reprezentacji Polski możesz zagrzać miejsca. Po długiej przerwie Franz Smuda powołał Cię na mecze z Rumunią i Kanadą. Zagrałeś w nich dobrze, ale przy następnych rozdaniach kart powołań nie było twojego nazwiska. Trener tłumaczy, że musi sprawdzić innych. Kamil Kosowski: - Przyjechałem na kadrę, wszyscy mówili, że były reprezentant wrócił. Po tym dwumeczu z Rumunią i Kanadą, za który byłem chwalony, nastąpił mecz z Bułgarią i troszeczkę to dla mnie było przykre, że nikt ze sztabu reprezentacji nawet do mnie nie zadzwonił i nie poinformował mnie, że nie będę powołany. Wiadomo, że trener do każdego meczu dobiera sobie ludzi, którzy mają mu wykonywać na boisku dokładnie to, co on chce. Rozumiem, że mogłem nie pasować do koncepcji, ale żałuję, iż nikt nie zadzwonił i nie powiedział: "Kamil, nie ma cię" i dowiedziałem się o wszystkim z mediów. Ale do takich rozczarowań związanych z powołaniami zdążyłem się już przyzwyczaić, nie takie w życiu przeżywałem. Trzeba było kolejny raz przełknąć gorzką pigułkę i zasuwać dalej. Zobaczymy, co będzie dalej. Na razie reprezentacja wygrywa, więc wyniki są. Nic, tylko kibicować chłopakom! Twoja ulubiona Wisła w wyścigu po zawodników wyprzedzana jest już nie tylko przez Lecha, czy Legia, ale też kluby, które niedawno broniły się przed spadkiem. Arkadiusza Onyszkę zgarnęła wiślakom sprzed nosa Polonia Warszawa. - I nie ma się co dziwić, chłopak jest profesjonalistą, więc poszedł tam, gdzie mu dali lepsze warunki. Czy w Wiśle ktoś mu to kiedyś wypomni? Nigdy! Wisła wypomina tylko zawodnikom, których uważa za swoich wychowanków. Gorsze od straty Onyszki jest to, że inne kluby, w tym Polonia, wyprzedzają Wisłę w zatrudnianiu zawodników takich jak Tosik, Gol, Cetnarski. Wszystkim wymienionym kończą się kontrakty i nie byłoby problemu z zatrudnieniem ich w Wiśle, a to przecież obecni, bądź przyszli reprezentanci Polski! Jak nikt z Wisły nie poluje na takich młodzieżowców, tylko zostawia transfery na ostatnią chwilę, to nie ma się co dziwić, że później trzeba płacić krocie za nazwisko, które nic nie gwarantuje. Wisła mogła kupić Kiełba z Korony, ale wyprzedził ją Lech. Przestała wydawać na zawodników. Za mnie kiedyś wyłożyła przecież prawie dwa miliony marek (dwa miliony marek oznaczało równowartość miliona euro - przyp. red.), za "Żurawia" (Maciej Żurawskiego - przyp. red.) jeszcze więcej. OK., niby dużo, ale jakie były tego efekty? Kilka razy mistrzostwo Polski, klub wypromowany w Europie. Z transferów nas wszystkich nakłady zwróciły się z dużym zarobkiem! Dlatego lepiej chyba iść tą drogą, niż trzy dni przed wygaśnięciem okienka transferowego sprowadzać z Youtube'a zawodnika, który w całej rundzie gra raptem dwa mecze. Chłopaka też szkoda, bo to nie jego wina, że ktoś się w Wiśle uparł na taki transfer. Może Wisła zarobi na transfery, gdy będzie dysponowała dużym stadionem? - Wisła ma wiernych kibiców, ale zwłaszcza oni niektóre rzeczy długo pamiętają. Nie powiem "na dziadostwo", ale na brzydko grający zespół niewielu będzie chodziło. Zastanawiam się, kto - poza najwierniejszymi fanami, będzie chodził na 34-tysięczny stadion? Klub powinien się wzmacniać. Nie zawsze trzeba to robić na zasadzie: płacę 400 tys. euro za zawodnika i daję mu 100 tys. euro rocznego zarobku. Czasem lepiej wziąć klasowego zawodnika, za którego nie trzeba płacić nikomu i dać mu kontrakt 450 tys. euro i zaoszczędzi się w ten sposób 50 tys. euro. Dla mnie to jest proste i logiczne, widać jednak, że nie dla wszystkich. Prezes Cupiał nie dość, że nie wie wszystkiego, to jeszcze nie może się zajmować wszystkim sam. Dlatego powinien postawić na młodych, uczciwych menedżerów. Wydaje mi się, że nadszedł ostatni dzwonek na to, żeby marketing i inne sprawy przed Euro 2012 poukładać. Ma być nowy stadion, podczas i po Euro 2012 będzie koniunktura na futbol, więc to wszystko może na siebie zarobić, ale najpierw trzeba poukładać. Czytaj również: Kamil Kosowski: Lech wizytówką polskiej piłki, jak kiedyś Wisła