- Takie mecze są po to, by testować nowe układy. Selekcjoner dostał wyraźną odpowiedź, że z dwójką napastników nie ma jakości gry. Chciał spróbować schematu, który stosował w Ruchu Chorzów, ale on się nie sprawdził. Zamiast stwarzać akcje podbramkowe, robił się olbrzymi problem. To jednak bardzo wartościowa informacja dla szkoleniowca - ocenił Juskowiak. Król strzelców igrzysk w Barcelonie (1992) podkreślił, że układ z Robertem Lewandowskim wysuniętym do przodu bardziej się sprawdza. - Mecz z Estonią dał odpowiedź na pytanie, czy warto stawiać na dwóch piłkarzy w napadzie. Okazało się, że nie. Może inaczej by to wyglądało, gdyby na murawie od początku był Arkadiusz Piech zamiast Artura Sobiecha? Wydaje mi się, że trener przestraszył się, iż może zostać posądzony o faworyzowanie piłkarzy ze swojego dawnego klubu. Niepotrzebnie - dodał. Dla Juskowiaka rozwiązaniem może być ustawienie Adriana Mierzejewskiego tuż za Robertem Lewandowskim. - Jeśli Adrian jest w formie, ma bardzo duży potencjał. Na dziesięć dryblingów wychodzi mu sześć, a to jest niezwykle istotna umiejętność. W walce jeden na jednego zyskuje wówczas potrzebną przewagę, i co jest najważniejsze - nie łakomi się później na oddawanie strzałów z odległości, jak to robił Ludovic Obraniak, a raczej szuka graczy, którzy są na lepszej pozycji - podkreślił. Juskowiak uważa, że trudno być optymistą przed wrześniowym meczem eliminacyjnym do mistrzostw świata z Czarnogórą. - Spotkanie z Estonią pokazało polskim piłkarzom, że niewiele się zmieniło po Euro. Nadal muszą mocno pracować, jeśli chcą wygrywać mecze. Na pewno środową potyczkę trzeba przeanalizować. Sytuację, po której padła bramka, ale również wszystkie te momenty, w których sami byli w posiadaniu piłki, a nie potrafili stworzyć akcji - zaznaczył. Z drugiej strony Juskowiak jest zdania, że lepiej się stało, iż Polacy przegrali teraz z Estonią, aniżeli mieliby wysoko wygrać. - To na pewno da piłkarzom do myślenia, a z kolei wysokie zwycięstwo uśpiłoby ich czujność. Trzeba pamiętać o tym, że Czarnogóra jest znacznie lepszą drużyną i mecz będzie stał na znacznie wyższym poziomie - ostrzegł. Były zawodnik m.in. Lecha Poznań, Sportingu Lizbona czy Borussii Moenchengladbach podkreślił, że reprezentacja nadal nie potrafi wykorzystać potencjału poszczególnych zawodników. - Przecież są w kadrze gracze, którzy w klubach sami potrafią stworzyć akcje, podają, strzelają, dryblują. Wystarczy wymienić trójkę z Borussii Dortmund - Lewandowskiego, Jakuba Błaszczykowskiego i Łukasza Piszczka. Trener nie potrafi tego wykorzystać, a to właśnie w indywidualnych akcjach trzeba szukać swojej szansy - zaznaczył. Zdaniem Juskowiaka problem nie tkwi w konkretnej formacji. Wszystko zaczyna się już w obronie, poprzez środek boiska, na ataku kończąc. - To właśnie defensywa powinna rozpoczynać akcje. To obrońcy są od tego, by posłać piłkę do przodu, ale brakuje nam wirtuozów. Podania z 40 metrów nie ożywiają naszej gry. Jedyny, który jeszcze w środę próbował, to Jakub Wawrzyniak, ale niewiele to zmieniało. W pomocy nie mamy osoby, która wygra pojedynek jeden na jeden i później znajdzie napastnika w przodzie. Tu jest olbrzymie pole do popisu i mamy graczy, którzy umieją to zrobić, ale trzeba umieć wykorzystać ich potencjał. Podobnie jest zresztą w ataku. Napastnik rzadko dostaje piłkę, którą mógłby zdobyć gola - powiedział. Spotkanie z Czarnogórą odbędzie się 7 września. Mecz z Estonią był ostatnią próbą przed rozpoczęciem eliminacji do mundialu, a jednocześnie debiutem Waldemara Fornalika w roli selekcjonera reprezentacji Polski.