<a href="https://sport.interia.pl/reprezentacja-polski/news-janusz-kupcewicz-dla-interii-malo-kto-pamieta-o-mojej-bramce,nId,2868376">Tu znajdziesz 1. część wywiadu! Kupcewicz: Mało kto pamięta moją bramkę, na wagę medalu MŚ!</a> Michał Białoński, Interia: Gdyby dzisiaj został pan medalistą MŚ, to zostałby pan milionerem, z samych premii, jakie wypłaca FIFA poprzez rodzimą federację. A ile wasza reprezentacja zarobiła na sukcesie odniesionym w Hiszpanii? Obłowił się pan? Janusz Kupcewicz: Lepiej nie wspominajmy, szkoda mówić na ten temat. Tak samo jak reprezentacja, która za Kazimierza Górskiego grała wspaniały futbol na MŚ 1974 r., my również się nie obłowiliśmy. Oni podobno dostali po samochodzie. - Ja nie wiem czy dostali czy kupili sobie samochody. Ci, którzy przywieźli z Niemiec bmw, to się składali na ten zakup. Ja mam pretensje nie tyle do PZPN-u, co do państwa polskiego. Co byśmy nie mówili, to piłka nożna jest najpopularniejszym sportem na świecie , za którym stoją olbrzymie pieniądze. Tak samo jest zresztą w naszej lidze, czy mi się jej poziom podoba czy nie inne dyscypliny mogą tylko pomarzyć o takich budżetach. Tymczasem my z Hiszpanii przywieźliśmy dla państwa ponad dwa miliony dolarów. W 1982 r. w Polsce żyło się za 100 dolarów miesięcznie. Do podziału na 28 osób dostaliśmy 10 procent z tej kwoty, około 200 tys. dolarów. Podział był zależny od liczby minut rozegranych na boisku. Zatem nie było żadnej rewelacji. Co się stało z resztą tych pieniędzy? - Powędrowały do Centralnych Ośrodków Sportu, na inne dyscypliny. Myśmy przywieźli pieniądze, które utrzymywały cały polski sport. Dlaczego medaliści igrzysk olimpijskich otrzymują emerytury sportowe, a my, medaliści MŚ nie dostają nic? Przy całym szacunku, ale przedstawiciele innych dyscyplin nie przywieźli pieniędzy do Polski, które by wsparły inne sporty. Tylko piłka nożna przywiozła tak dużą walutę. Podniesie się krzyk, że w innych dyscyplinach medalista MŚ nie otrzymuje emerytur sportowych. - Podkreślam - oni za swe sukcesy nie przywożą do kraju pieniędzy, które utrzymują inne dyscypliny. Proszę mi wymienić czy siatkarze, koszykarze, piłkarze ręczni, czy przedstawiciele innych sportów przywożą do kraju tak duże środki? Nie sądzę. Niektórym moim kolegom nie powodzi się za bardzo, długo pewnie już nie pożyjemy, a kwota w wysokości 1500-2000 zł miesięcznie byłaby dla nas istotną zapomogą. Piłkarze ś.p. trenera Janusza Wójcika, którzy wywalczyli srebrne medale na IO w Barcelonie, otrzymują emerytury olimpijskie. Dostają je chłopcy, którzy w Barcelonie mieli po 22-23 lata, byli na dorobku. Tymczasem my zdobyliśmy medale, rywalizując z najlepszymi na świecie, z wielkimi gwiazdami jak Platini, a nie z młodzieżowcami i nie dostajemy nic. A chłopaki Wójcika z kim rywalizowali? Z zawodnikami, którzy byli na dorobku, a tylko kilku z nich doszło później do wielkiej piłki. Pamiętam, jak reprezentacja olimpijska pod wodzą Kazia Górskiego wygrała z olimpijską Hiszpanią, w Szczecinie 3-0. Z tym że Hiszpanie mogli wystawić amatorów, więc przyjechali trzecioligowcy. W teorii my też byliśmy amatorami, tyle że nie chodziliśmy do zakładów pracy, choć braliśmy za to pieniądze, a naszą pracą było boisko. De facto byliśmy zawodowcami. W odróżnieniu od MŚ 1982 r., na które jechaliśmy w roli kopciuszka, na te w 1978 r. wybraliśmy się jako faworyci. Co nie zagrało w orkiestrze selekcjonera Jacka Gmocha? Obiegowa opinia głosi, że trener Gmoch nie poukładał klocków na tyle dobrze, jak zrobił to cztery lata wcześniej Kazimierz Górski. - Nic dodać, nic ująć. To całkowita prawda. To była chyba najlepsza reprezentacja. Nie brakowało jej wspaniałych, doświadczonych zawodników z 1974 r., którzy zdobyli medal na mundialu rozgrywanym na bardzo wysokim poziomie, jak również nie brakowało świetnej młodzieży, na czele z Nawałką, Bońkiem, Kustą, Kmiecikiem, Iwanem, którzy wchodzili do kadry. Mieliśmy mieszankę doświadczenia ze świetną młodzieżą. Mnie też się udało pojechać do Argentyny, ale byłem w szerokiej kadrze i nie wystąpiłem ani minuty, więc nie ma co mojego nazwiska wymieniać. Gmoch nie poradził sobie z połączeniem drużyny i stworzeniem atmosfery. Kaziu Górski potrafił to zrobić. Ze zgrupowania w Niemczech miał odprawić jednego piłkarza, a jednak go zostawił. Mówi pan o Adamie Musiale? - Dokładnie, Adaś się nie obrazi, tym bardziej, że po tym, jak Kazio Górski mu wybaczył, zagrał wspaniały mecz. Adaś grał u nas w Arce i wszyscy go uwielbiali, i kibice, i koledzy z szatni. Gmoch nie poradził sobie w Argentynie i tyle. Na obronę trenera Gmocha można wziąć pod uwagę koronny argument, wedle którego junta, która rządziła w Argentynie ułożyła całe MŚ pod sukces gospodarzy i trudno się im było przeciwstawić. - Nie zgadzam się. Skoro junta sobie wszystko podporządkowała, to jakim cudem Polska dostała karnego w meczu z Argentyną? Trener Gmoch wymyślił sobie, że pomocnik Henryk Kasperczak będzie pilnował największego asa Argentyńczyków - Maria Kempesa, który strzelił obydwa gole. - Błędów było więcej, ale koniec końców Polska osiągnęła niezły wynik - 5.-6. miejsce na świecie. To był niezły rezultat. Gmoch nie potrafił stworzyć atmosfery. Czy dzisiejsza młodzież garnie się do piłki czy trzeba ją zachęcać? - Skautingiem zajmuję się w Arce, ale z młodzieżą pracuję też w Akademii Sportowej "Pomorze". Mamy chłopców od 6 do 11 lat, w sumie ponad 300. Młodzież naprawdę się garnie, ale nie wiem czy charakterologicznie mamy przygotowaną młodzież jak np. Niemcy. Jeżeli chodzi o umiejętności techniczne, dokształcanie młodych trenerów, dostęp do materiałów - to wszystko jest na dobrej drodze. Problem tkwi w mentalności młodych ludzi. W jednej grupie, która prowadzę z Pawłem Rosińskim, to mamy 28 chłopaków, ale co z nimi będzie dalej, tego nie jesteśmy w stanie przewidzieć. "Masówki" nie ma, na 28 chłopców mamy po trzech trenerów. W Serie A roi się od Polaków, reprezentacja Polski ma niezłe notowania, tylko Ekstraklasa jest w trzeciej dziesiątce lig Europy. - Kazachowie, Azerowie, Duńczycy coraz częściej osiągają w pucharach więcej od naszych klubów, choć nasze kluby nie mają małych budżetów. Nie chcę za dużo mówić, ale może błąd tkwi w sprawach menadżerskich, jak patrzę na obcokrajowców, jakich my na ogół sprowadzamy. Nie chce pan zadrzeć z mafią menedżerską? - Nie chodzi o nią. Sęk w tym, że większość sprowadzanych piłkarzy nie nadaje się do gry i nie poprawia poziomu naszej piłki, więc lepiej stawiać na swoją młodzież, ale ciągle za mało trenerów się na to decyduje. A na jakiej zasadzie tamci przychodzą, to pan się może domyślić. Rozmawiał: Michał Białoński