Urodził się w Rzeszowie. Przygodę z piłką nożną zaczynał w tamtejszej Stali w 1961 r. Był uczestnikiem mistrzostw świata w 1974 r., gdzie Polska zajęła trzecie miejsce. Wraz z zespołem Stali Mielec dwukrotnie zdobył mistrzostwo Polski. Grał na pozycji środkowego napastnika. W trwającej 20 lat karierze piłkarskiej reprezentował barwy Stali Rzeszów, Stali Mielec, Nimes Olympique i Resovii Rzeszów. 17 razy w latach 1967-74 wystąpił w kadrze narodowej; zdobył dwa gole. 17 października 1973 r. na stadionie Wembley w Londynie w meczu z Anglia (1-1) w 57. minucie strzelił bramkę, która przesądziła o udziale Polski w mistrzostwach świata. Spotykamy się na stadionie Stali Rzeszów, czyli pana miejscu pracy. Nadal udziela się pan w swoim macierzystym klubie? - Tak, pracuję w Stali. Jestem odpowiedzialny za szkolenie grup młodzieżowych i jeśli trzeba jakiegoś trenera zastąpić, to prowadzę treningi. A oprócz tego dla zdrowia też jeszcze troszkę uprawiam sport. Kopie pan w piłkę? - Jeśli to nazwiemy kopaniem, to tak. Często? - To zależy, jaka jest pogoda i czy koledzy mają również czas. Spotykamy się i gramy w piłkę nożną, tenisa. Kontakt ze sportem mam cały czas. Gra pan ze swoimi dawnymi kolegami z boiska? - Tych kolegów jest już coraz mniej. Gram z młodszymi. Ci z mojego wieku albo nie mogą, albo już ich nie ma wśród nas, albo gdzieś wyjechali. Ze starego składu nie ma już nikogo. Jak wygląda rywalizacja z młodszymi? - Wygląda tak, jak może wyglądać w tym wieku. Głównym moim celem jest to, żeby się poruszać i żeby nie stracić kondycji. W polskim futbolu kojarzy się pan z golem zdobytym w 57. minucie meczu o awans do mistrzostw świata z Anglią w 1973 r. Często wracają tamte wspomnienia? - Były takie okresy, że kiedy zbliżała się rocznica tamtego meczu, w telewizji powtarzali moją bramkę; wtedy wspomnienia wracały. Było mi bardzo przyjemnie i nadal jest, że po tylu latach jeszcze się pamięta o tamtej bramce. Co zapamiętał pan z tego historycznego, bo przesądzającym o awansie, spotkania z zespołem Anglii? - Przede wszystkim wielką radość. Po raz pierwszy od zakończenia drugiej wojny światowej Polska zakwalifikowała się do mistrzostw świata. Karierę piłkarską zaczynał pan w 1961 r. w Stali Rzeszów. Lata mijają, a pan dalej jest związany z tym klubem? - Jestem jej wychowankiem, wiele zawdzięczam Stali. Grałem tutaj w drużynie trampkarzy, juniorów, seniorów. Ze Stali powoływano mnie do reprezentacji narodowej. Teraz jestem tutaj trenerem grup młodzieżowych. Marzy się panu, że kiedyś Stal wróci do swoich dobrych lat? - Oczywiście. Nie tylko ja marzę, ale i wszyscy kibice Stali, może nawet pół Rzeszowa marzy, żeby wreszcie w naszym mieście była jakaś wyższa liga niż trzecia; może druga, może pierwsza, a może... Poza rzeszowską Stalą występował pan również w kilku zespołach polskich i zagranicznych. Jak je pan zapamiętał? - Sentyment mam do moich wszystkich klubów. Najmilej jednak wspominam dwa - Stal Rzeszów, bo jestem jej wychowankiem oraz Stal Mielec, z którą dwukrotnie zdobyłem mistrzostwo Polski i grałem w europejskich pucharach. Te dwa kluby darzę największą sympatią. Jakie powinny być najważniejsze cechy piłkarza? - Po pierwsze trzeba mieć trochę talentu, ale niezależnie od talentu trzeba pracować. Bez pracy nawet największy talent niczego nie osiągnie. A jak pan ocenia dzisiejszych piłkarzy? - W najmłodszych rocznikach jeszcze mają zapał do gry. Jednak im są starsi, tym gorzej. Brakuje im tego charakteru i tego co powinien mieć każdy sportowiec: zawziętości, uporu i pracowitości. Jesteśmy w trakcie eliminacji do kolejnych mistrzostw świata. Mamy szanse? - Szanse zawsze mamy. Na razie jesteśmy na drugim miejscu w grupie. Jednak to, czy zakwalifikujemy się, to już inna historia. Do tej pory gramy jedynie w pierwszej połowie meczu, w drugiej raczej śpimy, ale z czego to wynika, trudno mi powiedzieć. Nie jest pan jedynym Domarskim grającym w piłkę nożną... - Syn grał w pierwszej lidze. Kontuzja uniemożliwiła mu jednak karierę. Do piłki zacięcie ma też mój 13-letni wnuk, ale co będzie, to dopiero czas pokaże. Rozmawiał Alfred Kyc