Wychowanek Stali Mielec w reprezentacji Polski zadebiutował w wieku 21 lat. Na igrzyskach w Monachium był rezerwowym, zagrał tylko połówkę w meczu z Duńczykami. Złoty medal olimpijski nie dał pełnej satysfakcji. Przyszedł rok 1973 i eliminacje mistrzostw świata. Na początku dla napastnika Stali nie było miejsca w składzie reprezentacji. Telegram od Górskiego Kiedy latem 1973 roku prowadzona przez Kazimierza Górskiego kadra leciała na atrakcyjne tourneé za ocean do Kanady, Stanów Zjednoczonych i Meksyku, zabrakło dla niego miejsca. Wracająca z Ameryki reprezentacja "zahaczyła" o Warnę. Towarzyski mecz z Bułgarami w końcu sierpnia miał być jednym z ostatnich testów przed ciężkimi jesiennymi grami w eliminacjach MŚ z Walijczykami na Stadionie Śląskim i z Anglikami na Wembley. Selekcjoner Górski telegramem wezwał na mecz w Warnie młodego napastnika. To, jak się potem okazało, było punktem zwrotnym w jego karierze. Najpierw trafił do siatki po podaniu Lesława Ćmikiewicza, potem celnie podawał Henryk Kasperczak. Dwa gole Laty, wygrana "Biało-Czerwonych" 2-0 i miejsce w podstawowym składzie. W jesiennych eliminacjach 1973 roku był jednym z bohaterów. Bramka w wygranym 3-0 meczu z Walijczykami, no i asysta przy trafieniu klubowego kolegi Jana Domarskiego, w zremisowanym 1-1 spotkaniu na Wembley, które przeszło nie tylko do historii polskiego futbolu. Nam dało awans, po raz drugi w historii na mundial, Anglicy prowadzeni przez sir Alfa Ramseya musieli się obejść smakiem i przeżyć gorycz strasznej porażki. To był koniec pracy z reprezentacją słynnego szkoleniowca, który poprowadził Wyspiarzy do jedynego mistrzostwa świata w 1966 roku. Lepszy od najlepszych! Mundial w Niemczech Zachodnich, to już koncert szybkiego skrzydłowego. Z siedmioma bramkami na koncie został królem strzelców tamtych MŚ. Potem trafiał jeszcze na mistrzostwach w Argentynie w 1978 roku, dwa gole w meczach z Tunezją (1-0) i Brazylią (1-3), i w Hiszpanii cztery lata później. Trafił wtedy w niesamowitym meczu z Peru (5-1) w La Corunie, który otworzył nam drogę do gry o medale. Grał już wtedy nie w ataku, gdzie mieliśmy duet Zbigniew Boniek - Włodzimierz Smolarek, ale w pomocy, gdzie tyrał za dwóch. Na koniec z reprezentacją prowadzoną przez Antoniego Piechniczka ponownie cieszył się z trzeciego miejsca mistrzostw świata. Łącznie w historii mundiali na swoim koncie ma 10 bramek. To tyle, ile takie legendy światowego futbolu, jak Helmut Rahn, mistrz świata z 1954 roku, Peruwiańczyk Teofilo Cubillas, Anglik Gary Lineker czy bardziej współcześni napastnicy, Gabriel Batistuta i Thomas Mueller. Daje im to miejsce w dziesiątce najlepszych strzelców w historii MŚ. Za Latą są takie tuzy, jak Eusebio, Paolo Rossi, Uwe Seller czy sam Diego Maradona. W narodowych barwach Lato zagrał 100 razy, zdobył 45 bramek. W reprezentacji więcej goli od niego strzelili tylko Robert Lewandowski - 61 i Włodzimierz Lubański - 48. Oby żył do setki! - Gdybyśmy mieli takich piłkarzy, jak Grzesiu Lato, to bylibyśmy mistrzem świata. To był takich chłopak, że i do tańca i do różańca, i do grania. Mało mówił, ale za to jak grał! Życzę mu żeby żył do setki. Szkoda, że nie może się odmłodzić i jeszcze teraz nie grać, bo taki ktoś na pewno by naszej reprezentacji pomógł. Można o nim mówić w samych superlatywach, jako o koledze, rywalu z boiska - podkreśla Henryk Wawrowski, 25-krotny reprezentant Polski w latach 1974-78, a obecnie wiceprezes Zachodniopomorskiego Związku Piłki Nożnej ds. szkolenia. Byłego wieloletniego obrońcę Pogoni Szczecin pytamy, czy Lato był tym napastnikiem, przeciwko któremu grało się najtrudniej? - A powiem panu, że akurat na niego grało mi się dobrze! Dla mnie, najgorszym przeciwnikiem, którego trzeba było powstrzymać, to był Andrzej Frydecki z ROW Rybnik. Jak grało się przeciwko niemu, to wiedziałem, że może być źle, a jeśli chodzi o Grzesia, to wiadomo, klasa, godny przeciwnik, ale jakoś dawałem radę - mówi z uśmiechem Wawrowski. Michał Zichlarz