Teraz walczymy o przyszłoroczne Euro, ale sytuacja się powtarza. Po czterech zwycięstwach z rzędu, po meczach bez straty gola drużyna Jerzego Brzęczka wiedziała, że łatwo nie będzie, ale nikt nie spodziewał się aż takiej bezradności. Niemal dokładnie tak jak przed dwoma laty w Kopenhadze. W Lublanie wróciły stare demony. Można nawet powiedzieć, że podwójne. Sprzed dziesięciu lat, gdy fatalny występ w Słowenii okazał się pożegnaniem selekcjonera Leo Beenhakkera, ale również te z Danii, gdy dostaliśmy nieoczekiwaną lekcję futbolu. I gdy nie wychodziło dosłownie nic, jak dzisiaj. Zresztą, jedyna porażka, którą ponieśliśmy przed Euro 2016 - z Niemcami we Frankfurcie 1-3 - nastąpiła również... na początku września 2015. Kadrowicze Brzęczka mogą jednak przypomnieć sobie również coś innego. Po klęsce w Kopenhadze nastąpiła szybka rehabilitacja z Kazachstanem (3-0), a potem jeszcze z Armenią (6-1) i Czarnogórą (4-2). W poniedziałek z Austrią jest zatem okazja, aby wrócić na właściwe tory. Jak najszybciej. RP