Cztery lata temu polska piłka była rozbita, podzielona. Baronowie z wojewódzkich ZPN-ów wymarzyli sobie na prezesa płk. Edwarda Potoka, ale wygrał Zbigniew Boniek. Dostał wtedy 61 głosów. Dzisiaj ma ich 99, a tych anonimowych 16, którzy poparli Józefa Wojciechowskiego, powszechnie uważa się za dywersantów. W odróżnieniu od polskiego społeczeństwa, polska piłka jest solidarna i co do generaliów podpisuje się pod tym, co robi Zbigniew Boniek. - Nie jest łatwo rządzić cztery lata i mieć rosnące poparcie. Każda władza ma to do siebie, że w dniu, w którym zaczynasz rządzić, tracisz popularność. Tak się na ogół dzieje w polityce na całym świecie - trafnie zauważył Boniek. - Paradoksalnie, jad wylewany na mnie przez popleczników Wojciechowskiego - Majdana i Kucharskiego, pomógł mi. Zarządził wiosnę w polskiej piłce Przed jego nastaniem w polskiej piłce królowała zima. Przy pustym stadionie w scenerii padającym śniegu, po samobójczym golu w meczu ze Słowacją grzebaliśmy szanse wyjazdu na mundial. Sekretarzowi generalnemu, po kilku głębszych w samolocie włączał się "moduł chrapania", za który wyrzucano go z pokładu. Jego szczere wypowiedzi słyszeliśmy na taśmach Kulikowskiego ("Układ jest piękny, ja już szukam mieszkania dla młodego"). Prezes Grzegorz Lato ukrywał się za ciemnymi okularami, wysoko podniesionym kołnierzem, i pod czapką. Puchar Polski rozgrywano w opłotkach, przy burdach kibiców, Stadion Narodowy był zamknięty na 10 spustów dla polskiej piłki klubowej, a minister sportu pytała, kto wymyślił, że o Superpuchar mają grać akurat Wisła z Legią. Reprezentacja w grudniu i lutym rozgrywała mecze "o pietruszkę", które nie miały żadnej wartości szkoleniowej, jak turniej o Puchar Króla w Tajlandii. TVP za wszystko płaciła. Boniek na każdym polu wprowadził wiosnę. Zrewolucjonizował biuro, miał dar do odkrycia młodych, nowych. Słabo znany były piłkarz Maciej Sawicki w roli sekretarza generalnego spisuje się znakomicie, to on twardo negocjuje najbardziej lukratywne dla polskiej piłki kontrakty. Wspólnie z Januszem Basałajem stworzyli kanał "Łączy nas piłka", który uchodzi dziś za wzór w całej UEFA. Żadna inna federacja nie produkuje filmików odsłaniających kulisy pracy kadry, życie piłkarzy za zamkniętymi drzwiami. Zdjął złą sławę z polskiej myśli szkoleniowej Adam Nawałka sprawdzał się w bojowych warunkach, jakie miał w Górniku Zabrze (nie przelewało się), ale nikt poza Bońkiem nie wymyśliłby, by powierzyć mu reprezentację Polski. Po nieudanych doświadczeniach z Waldemarem Fornalikiem i Franzem Smudą polska myśl szkoleniowa była obiektem kpin. Nikt oprócz Bińka, nie miałby na tyle odwagi i charyzmy, by w takim momencie powierzyć reprezentację Polakowi. Nawałka poradził sobie znakomicie - ćwierćfinał Euro 2016, 15. miejsce na świecie w rankingu FIFA - tego nie udało się dokonać nikomu przed nim. Puchar Polski z finałem na Stadionie Narodowym i premiami dla każdego od szczeblu okręgu - to również pomysł Bońka, na który nie stać by było nikogo innego. Razem z Bońkiem wzrosła rola polskiej piłki w Europie i to niezależnie od tego, czy kierował UEFA jego przyjaciel Michel Platini, czy Słoweniec Aleksander Czeferin. Z Platinim ugrał finał Ligi Europejskiej i przyszłorocznych ME do lat 21. Ze Słoweńcem też z pewnością coś zyska. Otwarcie go popierał, a dzień po wyborach ogłoszono sparing Polska - Słowenia, jaki odbędzie się za dwa tygodnie we Wrocławiu. 150 mln zł rezerwy - o tym każdy marzy Do tego dochodzą mniej spektakularne, ale również istotne sprawy: Komisja Licencyjna realnie wymuszająca na klubach reformy (oddłużanie), Centralna Liga Juniorów w miejsce Młodej Ekstraklasy, jedna, ogólnopolska druga liga, odciążenie klubów I i 2. ligi z opłat sędziowskich. Przy udziale działającego po cichu, ale skutecznie sekretarza generalnego Sawickiego świetnie funkcjonuje biuro PZPN-u. Dzięki renegocjowaniu umów ze sponsorami, podpisaniu nowych PZPN ma na koncie zabezpieczenie w wysokości 150 mln zł. O takich pieniądzach żaden inny związek w Polsce nie może nawet marzyć. Boniek stworzył w PZPN-ie departamenty, których szefowie mają dużą niezależność, a przez prezesa są rozliczani ze spraw w skali makro, a nie mikro. Obecny prezes związku potrafi sobie zjednywać ludzi. Cztery lata termu baronowie z wojewódzkich związków mieli swojego faworyta - Edwarda Potoka, a Bońka i idących razem z nim zmian obawiali się. Boniek potrafił 15 na 16 szefów związków zjednać sobie, pomogło mu z pewnością to, że w siedmiu z nich zaczęli rządzić nowi, młodzi ludzie, jak choćby Paweł Wojtala w Wielkopolsce. Kontratak szefa rady nadzorczej Ekstraklasy Gdy udało się Bońkowi zjednać baronów, a zawodowa piłka od dawna była po jego stronie, wydawało się, że powiedzie się zmiana statutu. Maciej Wandzel zrobił koalicję antybońkową i obalił planowane zmiany, które wymagały poparcia nie zwykłej większości, tylko dwóch trzecich głosów. Przed wyborami nowych władz PZPN-u koalicja Ekstraklasy rozpadła się. Początkowo sześć, a później dziewięć klubów jeśli nie przeszło na stronę Bońka, to przestały identyfikować się z listą żądań, wysuniętą wobec nowego prezesa, a przygotowaną w sporej mierze przez Wandzla. Bruk-Bet Termalica, Cracovia, Lech Poznań, Arka Gdynia, Lech Poznań, Zagłębie Lubin, Pogoń Szczecin, Jagiellonia Białystok i Śląsk Wrocław, który przed wyborami zmienił swoich delegatów po tym, jak Paweł Żelem udzielił poparcia Józefowi Wojciechowskiemu, opowiedziały się za Bońkiem.Andrzej Placzyński z Lagardere (dawniej Sportfive) trafnie skomentował dezercję Wojciechowskiego: "Zabrał zabawki i obraził się". Fiasko poniósł nie tylko JW, ale też Wandzel, którego niepokoi fakt, że w nowym zarządzie PZPN-u znalazło się mniej przedstawicieli Ekstraklasy (do dwóch statutowych - Cezarego Kuleszy z Jagiellonii i Jakuba Tabisza z Cracovii dołączył Artur Kapelko z Górnika Łęczna). Szef rady nadzorczej Ekstraklasy rzutem na taśmę, z najmniejszym poparciem, dostał się do nowej komisji rewizyjnej PZPN-u. Niektóre kluby muszą się same zrestrukturyzować Część klubów zawodowych chce, aby Boniek zaradził ich problemom finansowym. Tymczasem przy obecnym modelu zarządzania niektórych - niedoinwestowane szkolenie i skauting, przeinwestowane kontrakty piłkarzy - ich budżety przypominają klasyczną studnię bez dna. I nie tylko Boniek, ale żaden samorząd na nie nie zaradzi. Jedyne wyjście w naszych warunkach gospodarczych: szkolić, wyszukiwać, promować, sprzedawać piłkarzy i tak wkoło. Najlepszymi przykładem jest Jagiellonia, ale też Zagłębie Lubin, które ma możnego sponsora (Polska Miedź SA), jednak świetnie rozbudowała akademię i dba o narybek. Efekt? W wyjściowym składzie reprezentacji Polski gra wychowanek "Miedziowych" Piotr Zieliński. Przed Bońkiem rosną schody Nie ma wątpliwości, że przed Bońkiem schody dopiero się zaczynają. Druga kadencja może być znacznie trudniejsza od pierwszej, a z pewnością wprowadzane przez niego kolejne zmiany będą słabiej zauważalne. Poprzednio wystarczyło odmłodzić kadry w biurze, znaleźć właściwego sekretarza i dyrektorów departamentów, a przede wszystkim - przy pomocy Adama Nawałki - poukładać reprezentację Polski i polska piłka odmieniła się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Jasne, że ludzie pokroju Grzegorza Laty czy Zdzisława Kręciny mogliby i sto lat pracować, a takich efektów nie osiągnęliby, jednak te milowe kroki są już za "Zibim". O równie widoczne zmiany będzie niezwykle trudno.Oczywiście, nawet jeśli uda się utrzymać obrany kierunek zmian, będzie dobrze. Zbigniew Boniek nie kryje w rozmowie z Interią: - Przygotujemy kolejne reformy. Nie zamierzam opuścić związku z połamanymi nogami przez to, że coś mi się nie uda.Trzymam go za słowo.